Pogadaj z nami :D

piątek, 9 października 2015

Obrady ciasteczkowego stołu

Czarnowłosa stała w miejscu kompletnie otępiała, a raczej zamyślona. Odprowadzała chłopaka wzrokiem, a dopóki nie zniknął na górze nie była w stanie się nawet ruszyć. Jej myśli nadal starały się zarejestrować dziwne odczucia, które pojawiły się w niej podczas tej krótkiej wymiany zdań. Tadashi zdecydowanie był intrygującym człowiekiem i wyzwalał w niej coś nieznanego, a ona za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, co to takiego. Z tego stanu wyrwał ją głos Cynder.
- Jest dość późno, jutro szkoła i powinnaś się wyspać - w jej tonie słychać było lekko przyganę pomieszaną z rozbawieniem.
- Tak, tak - mruknęła w odpowiedzi i machnęła ręką, ruszając w stronę schodów. - Dobranoc, smoki.
Szybkim krokiem znalazła się w pokoju, zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła głęboko, delektując się zaciszem swojej komnaty. Dopiero po dłużej chwili postanowiła się umyć i przyszykować do snu, a gdy tylko to się stało, ułożyła się w samej czarnej bieliźnie na łóżku, układając wygodnie oraz starając się usnąć, co jednak jeszcze przez dłuższy czas jej nie wychodziło. Myślała dużo o akademii, o jej krótko mówiąc ogromie w porównaniu z jej małym klasztorem w którym przebywała przez wiele lat, a także o różnorodności smoków i ich jeźdźców, aż w końcu jej tok rozmyśleń padł na Tadashiego. Był dziwny. Intrygująco dziwny, jak to stwierdziła Cynder 'dziwak' pasowało do niego idealnie, jednakże w tym wszystkim musiał tkwić jakiś sekret, powód jego akurat takiego zachowania. No i jeszcze te okropne pająki.. Skrzywiła się, gdy mignęły one przed jej oczami, a po chwili przekręciła się na drugi bok, kuląc jeszcze bardziej. Ludzie są dziwni, pomyślała na koniec odpływając do krainy Morfeusza.
Obudziła się bardzo wcześnie, dokładnie z pierwszymi promieniami słońca. Zarzuciła na siebie coś w rodzaju szlafroka, którego nawet nie zawracała sobie głowy, by zawiązać i ziewając przeciągle, zeszła na dół, przeczesując palcami włosy.
 Nie spodziewała się, iż jej współlokator o tak wczesnej porze również będzie na nogach. Istniało prawdopodobieństwo, iż nie spał  wcale - tak bowiem wyglądał. Na jego bladych policzkach, tuż pod dużymi ślepiami, widniały czarne plamy. Prawdopodobnie przez noc nie przebrał tego przeogromniastego swetra ani spodni, gdyż znów z drugiem wyciągał dłonie z rękawów. Nie wyglądał jednak na zmęczonego, wręcz przeciwnie - z wigorem grzebał w szafce w kuchni, szukając czegoś. Lub kogoś, gdyż to również było całkiem możliwe, w końcu mógł zgubić swojego ulubionego pająka. Zostawiła więc te domysły na później i zerknęła na swoją smoczycę. Cynder, o dziwo, prowadziła rozmowę ze smokiem chłopaka, którego imienia nawet nie znała. Najwidoczniej polubili się, a raczej śnieżnołuski starał się czarnej przypodobać.
- Dzień dobry - odezwało się smoczysko z wyraźnym uśmiechem wymalowanym na paszczy. Zarówno Cynder, jak i on, ciekawi byli, jak przebiegnie drugie spotkanie tej dziwnej parki, gdyż wczorajsze należało do przynajmniej zabawnych. - Jak się panience spało?
Tymczasem czarnowłosy najwyraźniej znalazł to, czego szukał - słoik pełen kruchych, czekoladowych ciasteczek z kawałkami orzechów i czekolady, które na powitanie od tutejszej pielęgniarki dostał. Rozpaczając nad jego stanem zdrowia postanowiła samodzielnie "utuczyć" odrobinę chłopaka, co nie ukrywając, spodobało mu się, bo kto nie chciałby dostawać darmowych ciastek, które zresztą były naprawdę pyszne? Usiadł na blacie, otwierając słoik i wówczas podniósł wzrok na dziewczynę. Włosy wpadały mu do oczu, jednak nie przejmował się tym. Rozdziawił lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak w ostateczności zamknął je ciastkiem i wbił wzrok w podłogę.
Dziewczyna przesunęła po nim wzrokiem, a widząc jego brak zainteresowania jej osobą, a nawet niechęć do przywitania się, westchnęła głęboko i podeszła do swojej przyjaciółki, dotykając jej łba i głaszcząc go.
- W porządku - odezwała się na pytanie smoka głosem bez wyrazu.
- Mnie również bardzo dobrze - zamruczała przyjaźnie Cynder. - Azazel jest bardzo przyjemnym kompanem do rozmów - dodała po chwili przychylnie.
- To dobrze, że zdobywasz sprz.. przyjaciół - ugryzła się w język. Dla niej każdy, kto miał coś ciekawego do zaoferowania stawał się sprzymierzeńcem.
 Wówczas poczuła delikatne szarpnięcie w okolicy swojego ramienia. Nawet nie spostrzegła, ani nie usłyszała, jak jej małomówny współlokator zbliżył się do niej i złapał za rękaw jej szlafroka, delikatnie zań ciągnąć. Pierwszy raz stali tak blisko siebie, dlatego też dziewczyna nie miała pojęcia, że jest aż tak wysoki w stosunku do niej. Patrzył na nią z góry swymi szkarłatnymi ślepiami, które błyszczały jakimś nieznajomym jej światłem. W drugiej równie wychudzonej dłoni ściskał słoik z ciastkami. Było ich dosyć sporo, a pachniały nieziemsko. Delikatne, ciemne ciasteczka z widocznymi, sporymi kawałkami czekolady. Najwidoczniej chciał ją poczęstować, a gdy spojrzała na niego, miała wrażenie, że chwilowo jego piegi poznikały gdzieś pod delikatnym rumieńcem. Przekrzywiła głowę w niemałym zdziwieniu przez ten czerwień na jego policzkach i tak w milczeniu wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę.
- O co chodzi? - zapytała cicho, nieco chłodno, ale taki już miała ton głosu i to było dla niej normalne.
 - None'a bardzo ciężko zrozumieć - odezwał się Azazel, podnosząc delikatnie łeb. Zwykle przemawiał za swojego jeźdźca, który pomimo usilnych starań nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Od najmłodszych lat bardzo rzadko się odzywał. Agreal uczył go, a nauczycielem zawsze był świetnym. Wiedzę chłopak posiadł więc ogromną i potrafił ją w zależności od sytuacji wykorzystać, jednak nie miało to żadnego wpływu na jego małomówność. I tak już mu zostało. - Pyta, czy chcesz może jedno ciastko - wyjaśnił smok, na co czarnowłosy prychnął groźnie. Naburmuszył się widocznie, jakby to, co zostało powiedziane, go uraziło.
- Oh.. - zmarszczyła brwi, starając się przetrawić tą informację, po czym jakby speszona odwróciła wzrok. Karciła siebie w myślach za te wszystkie cholernie dziwne odczucia, które przy nim czuła. - Bardzo chętnie - wymamrotała niepewnie i spojrzała na niego kątem oka, gdy przesunęła głowę nieco w bok. Cynder na to zachowanie wywróciła oczami i parsknęła śmiechem.
Szkarłatnooki uniósł brew, a razem z tym ruchem uniosły się także wszystkie kosmyki włosów spoczywające po tej stronie. Spojrzał na swojego przyjaciela, katując go w myślach pytaniami.
- Czy to ja jestem jakiś dziwny, czy ona? - Zastanawiał się nad tym, jednak i tak znał odpowiedź.
To on grał tutaj skończonego dziwaka, podczas gdy czarnowłosa zachowywała się co najwyżej tylko odrobinę podejrzanie.
- Są z Ćwiartki Północnej - oznajmił telepatycznie smok, nie spuszczając z niego wzroku. - Dokładnie tak, jak mówiłeś. Nawet nie wiem, jak to odkryłeś. Nie chcę wiedzieć.  
Kąciki ust chłopaka uniosły się delikatnie, kiedy wzięła ciasteczko. Uśmiech ten stanowił jeden z dziwniejszych grymasów twarzy, jakie w życiu widziała. Chciał po prostu być dla niej miły, a jak podejrzewała, uśmiechanie się nie wychodziło mu najlepiej.
Gdyby umiała odwzajemniłaby ten gest, jednak niestety nawet nie wiedziała jak. Ugryzła słodycz i.. znieruchomiała. Nigdy w życiu nie czuła tak pysznego smaku, który rozpływał się na jej języku niczym śnieg na szczycie góry. Zamknęła oczy, delektując się nim, po czym.. zniknął z jej dłoni w sekundę..
- Pyszności! - jej oczy świeciły.
Zamrugał zdziwiony, wpatrując się w nią. Uważał ją za zwykłą maszynę do zabijania, która z nieznanego powodu dołączyła do tej Akademii. Być może została tak samo jak on zmuszona do tego, a przydzielili ją do domu numer sześć z podobnych przyczyn. Mogła być tak samo niebezpieczna jak on. Lub to po prostu przypadek. Wyciągnął ku niej słoik, samemu sięgając po kolejne ciastko.
- Proszę - wymamrotał cicho. Ledwo usłyszała, że się odezwał. Ale tak, zrobił to. I znów ten dziwnie melodyjny głos przyprawił ją o szybsze kołatanie serca.
Wpatrywała się w niego przez dłuższy moment, starając się je uspokoić. Przełknęła ślinę, wzięła kolejne i zjadła i kolejne i kolejne i kolejne.. Oby dwoje w końcu usiedli przy sobie na ziemi jedząc po prostu wspólnie, aż cały słoik nie został opróżniony do ostatniego okruszka. 
Kiedy już zjedli wszystko, chłopak odłożył słoik na blat i stał przy nim przez chwilę, jakby gorączkowo o czymś rozmyślał... bo rozmyślał. Bardzo dużo myślał o tej podejrzanej osóbce jaką była Saphira. Intrygowała go. Chciał ją poznawać. Poznawać z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej, fascynowała go nawet mocniej niż jego ulubione sekrety nekromancji. Nie sam jej wygląd, a jej styl bycia i zachowanie. Choć nie ukrywał, była piękną dziewczyną, w jej pobliżu czuł się bowiem tak mały, jakby jego istnienie nie miało żadnego znaczenia. Całkowicie tak samo czuł się jego smok, gdyż przeżywali te same uczucia, wiedzieli doskonale, co czuje drugi.
- Dziękuje - odezwała się dziewczyna, obserwując go za swojego miejsca na podłodze. Kompletnie ignorowała fakt, że nadal pozostawała w samej bieliźnie z narzuconym szlafrokiem. Oblizywała z rozkoszą palce, delektując się pozostałościami po ciastkach. Nie wiedziała co ma robić w stosunku do tego mężczyzny, była.. zagubiona. 
- Niemal czułam tą ekstazę, która emanowała od Ciebie, Saphiro, aż chce więcej - parsknęła Cynder, przewracając się na grzbiet, rozkładając skrzydła i wyciągając się z przyjemnością. - Jak wyglądają zajęcia tutaj, Azazelu?
Czarnowłosa łypnęła na nią spode łba, po czym skrzyżowała ręce na piersi i podkuliła nogi, cały czas trzymając wzrok na chłopaku.
Smok obserwował swoją towarzyszkę, a słysząc jej pytanie, zamrugał zdziwiony. Nie potrafił bowiem odpowiedzieć na nie z prostej przyczyny - ani on, ani jego partner nie uczęszczali jeszcze na tutejsze zajęcia. O ile on sam mógł opuszczać ten domek, tak None miał kompletny zakaz wyjścia stąd bez opieki któregoś z nauczycieli bądź ich smoków. Nie stosownym jednak było opowiadać o tym nowo poznanym osobom.
- Cóż, my... jeszcze nie braliśmy udziału w żadnych lekcjach - wyznał śnieżnołuski, racząc się widokiem szkarłatnego podbrzusza Cynder. - Jesteśmy tutaj od tygodnia. Dopiero się wprowadziliśmy.
- Rozumiem - mruknęła smoczyca i dmuchnęła na swoją panią. - Rusz tyłek i idź się chociaż ubrać.
Czarnowłosa prychnęła, podnosząc się z ziemi i powtórzyła do chłopaka jeszcze raz:
- Dziękuje za ciastka - po czym poszła do siebie.

poniedziałek, 5 października 2015

Eryk Cook



Imię : Eryk
Nazwisko:  Cook
Wiek: 15 lat
Urodziny :  10 czerwca
Płeć: Mężczyzna
Pochodzenie: Wschodnia  Ćwiartka
Numer domku : 7
Klasa : III
Grupa treningowa : Omega
Wygląd: Ma  krótkie blond włosy. Zawsze był nieco niższy od swoich rówieśników w wiosce. Ma zaledwie metr sześćdziesiąt. Jest dość szczupły. Szerokość jego barów jest przeciętna i ma mały kaloryfer. Oczy ma jasno niebieskie jak kryształki lodu, otoczone delikatnymi rzęsami, często chowające się pod zmarszczonymi, krzaczastymi brwiami. Jego szpiczasty nos świetnie współgra z dużymi ustami na owalnej twarzy.
Broń:  łuk, sztylety.
Charakter: Jest człowiekiem miłym, poważnym  i pomocnym. Lubi poznawać nowych ludzi. Kocha swojego smoka i gdy ktoś mu ubliży wpada w szał, w przeciwieństwie do obojętnej na zaczepki gadziny, choć sam neutralnie reaguje na uwagi rzucane pod swoim adresem. Jest bardzo odważny, dla przyjaciół zrobi wszystko. Znany jest z kiepskiego poczucia humoru, często nie łapie żartów lub śmieje się z byle czego. Szanuje prywatność innych i nie wtrąca się w ich sprawy. Nie w jego stylu jest rzucanie się na wroga bez wcześniej przemyślanego planu i przeanalizowania sytuacji. Stara się zawsze zachowywać zimną krew i nie rozpraszać.
Historia : Żył  w niezamożnej rodzinie. Jego ojciec był kupcem, a matka szwaczką. Żyli w dużym mieście w ale gdy miał dziesięć  lat tata popadł w długi, zaczął pić i grać w barach przez co musieli wyprowadzić się na wieś. Tam nie mógł się odnaleźć, inni ludzie koledzy… To go przerastało, ale dla dobra rodziny dusił emocje w sobie. Aż pewnego dnia  pewnego dnia zaczepił go jakiś chłopak i zaczął wyzywać od najgorszych. Eryk nie wytrzymał, pobił chłopca przez co miał karę w domu. Chłopak zły, że nikt go nie rozumie poszedł  do lasu aby się pobawić. Trochę za głęboko wszedł w las i zabłądził. Szedł godzinę  aż w końcu usiadł na pień obok którego leżał dziwny, świecący kamień. Chłopak podniósł go, nie wie jak, ale po dłuższym czasie wrócił do domu z kamieniem w rękach. Po kilku miesiącach okazało się że to jajo smoka.  Po pięciu latach dołączył do Akademii. Razem ze swoim pięcioletnim smokiem.
Zainteresowania : Jazda konna. Zawsze to lubił i jego smok nie ma nic przeciwko ,więc czemu nie?  Łucznictwo też lubi i ma nadzieje że w nowej szkole będzie mógł się tego uczuć. Ciekawi go magia lodu.
Znak więzi ze smokiem: Biały tatuaż na karku przypominający szron.

                                              O SMOKU


Imię : Ymir
Wiek : 5 lat
Płeć : Samiec
Pod rasa: Smok lodu
Charakter: Jest bardzo poważny, czasami za bardzo, stara się zachowywać cierpliwość, ale jeżeli ktoś jej nadużyje jest ryzyko, że delikwent stanie się lodową rzeźbą. Jest miły dla swojego jeźdźca i tylko dla niego, chyba że ma dobry dzień.  Tak jak jego pan, jest odważny i czujny, ma dobry słuch, i nie miesza się w nieswoje sprawy.

piątek, 2 października 2015

Welcome in my own world full of cruelty

Październik, a szyby okien zaskakująco ciepłe.
Każdy inny człowiek uciekałby jak najdalej od pomysłu dotykania tak lodowatej szyby, kiedy na zewnątrz panowała temperatura niemal ujemna, a wewnątrz domku rozchodziło się ciepło pochodzące od kamiennego kominka. Każdy normalny człowiek. Ale ten gość nie był normalny i już od ponad godziny przytykał nos do szyby, a jego oddech rysował na jej powierzchni delikatny szron niczym dziadek Mróz. Co rusz zdrapywał wzorki długimi, aż dziwnie zadbanymi paznokciami (dla ciekawskich, prezentowały się takie po prostu naturalnie). Obserwował uczniów oraz ich smoki, co rusz przemykających ścieżką to ze swoich domków, to ze szkoły, to znów z lub do Budynku Głównego. Cóż go tak interesowało w ich personach - tego nawet nie potrafił wytłumaczyć śnieżnołuski wylegujący się na swoim ogromnym posłaniu. Należał do bestii dużych, z pewnością nie takich przewidywali budowniczy tych domków, bowiem smoczysko ledwo zmieściło się w nim. Ledwo, no cóż - ucierpiały na tym znacząco oraz sklepienie pokoju wspólnego, o które zadarł głową. Zgłosił to jednak szybko do dyrekcji, całkowicie samodzielne odpowiadając za swój czyn, a nie poniósł za to odpowiedzialności czarnowłosy, gdyż najzwyczajniej w świecie go to nie obchodziło. 
Znaleźli się tutaj dokładnie tydzień temu i jak dotąd nikt nie pozwolił chłopakowi opuścić domku. Nie czuł się tutaj jak w więzieniu, o nie. Prawdziwe więzienie już przeżył i aktualne miejsce jego pobytu traktował jak cudowny hotel, przynajmniej na tę chwilę. Argumentować to mógł dosłownie wszystkim - ciepłym posłaniem, wygodnymi kanapami, kominkiem, pyszną strawą, czystą wodą, kiedy tylko zapragnął oraz światłem. Z tymi rzeczami nie miał styczności w nawet najmniejszym przypadku przez kilka lat swojej samotnej przygody sam na sam ze smokiem. I z ofiarami jego delikatnie mówiąc chorych wyczynów. Nikt jednak nie chciał wspominać tych zdarzeń a i nie wspominał ich głośno. Raz na dwa dni dyrektor w obowiązku ma wypisywać do acarleańskiej policji na temat stanu jego zdrowia psychicznego oraz zachowania, jednakże jak łatwo się domyślić, wyręcza go w tym stary Niklaus. Nie tylko chłopiec i smok rozgościli się już w domku numer sześć, który aktualnie był domkiem numer dziewięć, bowiem czarnowłosy ukochał sobie przewracanie cyfry do góry nogami kiedy miał dobry humor. Razem z nimi przypełzły również wszystkie paskudztwa okolicy, czyli krótko mówiąc - pająki. Zagościły w każdym kącie domu, oplotły pajęczynami schody, drzwi i okna, None pilnował jednak, aby trzymały się z dala od jego ulubionych mebli, a te pilnie go słuchały. Do swoich ulubieńców zaliczył ogromnego kątnika olbrzymiego, który liczy sobie ponad dziesięć centymetrów długości. Nadał mu imię Basil, a ten właśnie Basil kroczył sobie teraz po ścianie tuż obok czarnowłosego ku swojej kryjówce.
- Zazu - odezwał się nagle chłopak, wpatrując się w coś z niezwykłym zainteresowaniem w swoich szkarłatnych ślepiach. To było pierwsze słowo, które wypowiedział w dniu dzisiejszym, ale należało wspomnieć, że zbliżał się wieczór. - Ktoś tutaj idzie - powiedział, nie spuszczając wzroku z ciemnowłosej, niskiej osóbki zmierzającej obok czarnej bestii ku szóstce, a raczej dziewiątce.
Dziewczyna ta ubrana była w grubą, czarną kurteczkę z szarym miśkiem w kapturze oraz wewnątrz, tej samej barwy spodnie oraz buty. Jej zimno nigdy nie przeszkadzało, ale by wpasować się w otoczenie musiała choć trochę podobnie do innych wyglądać. W dłoniach trzymała narysowaną przez dyrektora własnoręcznie mapę, która przypominała bardziej bazgroły sześciolatka. 
 - Numer sześć - mruknęła i spojrzała na drzwi, zatrzymując się przy nich. Albo ten stary wyga nie zna planów własnego obozu, albo to ja nie umiem czytać mapy, pomyślała, po czym delikatnie zastukała palcem w numerek, który w magiczny sposób jednak okazał się być odwrócony do góry nogami. Jej twarz cały czas wyglądała tak samo - poważna, bez żadnego większego wyrazu, a oczy ukazywały jedynie wewnętrzną pustkę, mimo swojej przepięknej, niespotykanej barwy. Cynder szła tuż obok swej partnerki w milczeniu, rozglądając się z zaciekawieniem po obozie. Jak na smoka była dość małych rozmiarów, ale możliwe, że to bardziej przez swój wiek, w końcu przeżyła zaledwie cztery zimy, prawie pięć. Saphira wyciągnęła z kieszeni mały kluczyk, wsunęła go do środka, po czym z pomocą samicy otworzyła je. Pierwszym co rzuciło jej się w oczy, a o czym została już poinformowana (albowiem nie miała mieszkać tu sama) był oczywiście smok jej współtowarzysza. Smoczyca z boku drgnęła nieco szacując w razie czego swoje szansę w starciu z tym potencjalnym przeciwnikiem. 
 - Dzień.. dobry? - odezwała się cicho, rozglądając wokół.
Białe smoczysko wnet podniosło paszczę, słysząc kroki na werandzie, do tego całkowicie mu obce. Tym samym uderzył w półkę, która wraz z swoją zawartością książek spadła z mocowań z głuchym dźwiękiem drewna na podłogę. Nie skrzywił się z bólu ani trochę, w końcu jego pancerz należał do tych niezwykle mocnych, jednak spuścił łeb ze skruchą, gdyż wystraszył go ten dźwięk.
- Witam panie - odezwał się po chwili, zgarniając długim ogonem bałagan. 
Czarnowłosa w pierwszej chwili nie zauważyła właściciela bestii. Zamiast niego dojrzała co najmniej dwadzieścia pająków na jednej ścianie, to mniejszych, to większych, a jedna z większych poczwar właśnie próbowała spuścić się jej na głowę po cienkiej pajęczynie. I wówczas dostrzegła bardzo wychudzoną postać siedzącą na obitym poduszkami parapecie okna. Wyglądała delikatnie mówiąc zwyczajnie, choć niezwykle mrocznie. W ciemne, bardziej przylegające do ciała spodnie oraz szary, wełniany sweter, który na chłopaka za duży był przynajmniej dwa razy, bowiem rękawy zwisały jeszcze dobre czterdzieści centymetrów poza palcami. Patrzył na nią szkarłatnymi ślepiami, dziwnie błyszczącymi w półmroku zakurzonej i oblepionej pajęczyną lampy, a niesforne kosmyki kruczych włosów wpadały nieszczęśnikowi do oczu. Bladość jego skóry, choć nie przeraziła przybyszki, z całą pewnością zaskoczyła ją. Dokładnie taką samą barwę posiadał śnieg, który dobrze znała. Nie odpowiedział na jej powitanie. Ani też nie ruszył się z miejsca.
- Witamy - odezwała się swym mrocznym głosem Cynder, przekrzywiając nieco łeb i strzepując jednego z pająków ze swojego skrzydła, a czarnowłosa zrobiła krok w bok unikając spotkania swoich włosów z małą gadziną. Oby dwie zdecydowanie nie lubiły stworków tego typu, a spotykały je nie raz i nie dwa. Dziewczyna wpatrywała się w swego nowego towarzysza, a widząc, że nie ma zamiaru z nią rozmawiać, nie nawiązała żadnego kontaktu, a jedynie nieco głośniej, tonem kompletnie wyprutym z emocji powiedziała: - Z tego co powiedział dyrektor tej oto placówki, mam zarezerwowany jeden z pokoi i jeśli nie będzie to panom przeszkadzać, udam się tam - po czym spojrzała na smoczyce. - Twoje posłanie jest chyba tam - mruknęła wskazując je ruchem dłoni, było niedaleko miejsca, gdzie leżała większa bestia, na co się skrzywiła ponownie, ale pomogła swej pani zdjąć z siebie bagaże i odprowadziła ją wzrokiem. Fioletowooka potuptała po schodach na górę i zgadując trafiła na swój nowy pokój - jedyne miejsce, gdzie pająki się nie zasiedliły i miała nadzieje, że nie przybędą. Zamknęła za sobą bezgłośnie drzwi. Była to komnata z pewnością o wiele bardziej luksusowa niż jej klitka zza czasów przebywania w klanie - miała duże, dwuosobowe łóżko z baldachimem, biurko z książkami i wszelkimi przyborami akademickimi, regał zapełniony na pierwszy rzut oka ciekawymi tomami, komodę, dwie szafeczki nocne, parapet obity w miękki materiał z poduszkami oraz szafę, a wszystko to w dość ciepłych kolorach. Spodobało się to jej i wręcz poczuła ulgę. Bez zbędnych skrupułów, ignorując fakt, że na dole pozostawiła smoka z dwójką nieznajomych, wzięła się za rozpakowywanie.
Jak szybko przekonała się smoczyca, jej gatunkowy towarzysz okazał się niegroźny. Jego właściciel natomiast całkowicie nieszkodliwy, bowiem wrócił do wpatrywania się w przypadkowych przechodniów przez okno. Akurat niebo skończyło przygotowywać się do swej wieczornej symfonii, aby wreszcie dać upust emocjom zbieranym przez cały dzień - tak twierdził czarnowłosy. Najzwyczajniej w świecie zaczęło padać, a on jął liczyć każdą większą kroplę (co oczywiście nie do końca mu wychodziło).
- Wybacz mi, proszę, zachowanie mojego przyjaciela - bąknął ni stąd ni zowąd biały smok, który najwyraźniej otrząsnął się z szoku powstałego na widok nieznajomej smoczycy. Nie oszukujmy się, wpadła mu w oko, a raczej srebrzyste ślepie, które teraz nieustannie kierowało się w jej stronę. - Jestem Azazel - przedstawił się, macając nieustannie ogonem. Czarna bardzo szybko zdołała odkryć, iż rysy na ścianach oraz dziury to efekt właśnie takiego działania jej nowego kolegi.
- Cynder - odezwała się nieco zmęczonym głosem, lokując się wygodnie na swoim nawet i nieco za dużym posłaniu. Zwinęła się w kulkę, po czym oparła głowę na jednej z większych poduszek, a z jej gardła wydobył się zadowolony pomruk. - Nie takich, bez urazy dla twojego partnera, dziwaków widywałam już w swym krótkim, choć.. przygodowym życiu - odparła patrząc nań z dołu swymi turkusowymi ślepiami, po czym przeniosła je na chłopaka przy oknie, obserwując go uważnie. Wtedy z góry powolnym krokiem zeszła czarnowłosa, teraz ubrana zaledwie w krótkie spodenki, topik odsłaniający brzuch i jakieś zwykłe buty. Wokół oby dwóch ud miała paski z różnego rodzaju sztyletami i strzałkami, a łuk oraz ostrza pozostawiła w pokoju. - Mam całkiem fajny pokój - mruknęła bez entuzjazmu do smoczycy, podchodząc do niej i głaszcząc ją po kolcach na tyle czaszki.
- Ostra partia - usłyszał w swej głowie smok, aż łypnął groźnie na czarnowłosego. Ten uśmiechał się doń krzywo, zerkając co rusz na dziewczynę i jej smoka. - Lepiej do nich nie startuj, bo się skaleczysz, Zazu.
Smoczysko jedynie westchnęło dość głośno, albowiem płuca posiadało przeogromne, i położyło pysk na posłaniu, jedynie z dołu zerkając na to, co porabiają nowe lokatorki. Tym razem i jego pan wpatrywał się w dziewczynę, badając każdy element jej ciała. Dziwne wręcz wyposażenie nie robiło na nim żadnego wrażenia, bowiem w towarzystwie nie takich skrytobójców już bywał. Mimo to sporym zaskoczeniem okazało się to dla niego, bowiem nie spodziewał się, żeby w tym więzieniu ktokolwiek paradował w takim stroju. Patrząc na Cynder z łatwością zdołał odkryć jej żywioł. Oczywiście jej aparycja mogła być myląca, jednakże nie chciał teraz tego roztrząsać.
Dziewczyna przeniosła wzrok na chłopaka i spostrzegła, iż na nią patrzy. Obdarowała go pustym spojrzeniem, po czym westchnęła i ruszyła w jego stronę, unikając jak się dało pajęczaków. Gdy znalazła się w dość bliskiej odległości, wyciągnęła do niego dłoń. 
 - Jako iż będziemy ze sobą mieszkać, powinniśmy choćby znać swoje imiona. Saphira.
Zauważyła dziwny błysk w tych szkarłatnych ślepiach. Najpierw wpatrywał się w jej dłoń, jakby niezrozumiale. Najpewniej uznała go za chorego umysłowo, jak zresztą czynili wszyscy po spotkaniu z nim. Nikt jednak nie przewidział tego, że w czasie tej krótkiej chwili, kiedy zdawało się, iż czarnowłosy patrzył jedynie niezrozumiale, tak naprawdę analizował sytuację i zdołał oszacować w przybliżeniu dziesięć informacji o osobie, z którą właśnie miał do czynienia. Po chwili przeniósł wzrok na jej twarz. I spojrzał prosto w ten głęboki fiolet. Przez chwilę poczuła niesamowite zimno, które przeszyło całe jej ciało. Było to jednak uczucie chwilowe, jak gdyby wywołane spotkaniem tych niezwykle dużych, czerwonych oczu. Usta chłopaka pozostawały lekko rozchylone. Blade, spękane, jakby gryzł je bez przerwy. Białe jak śnieg policzki przyprószone rudymi piegami. I te niesforne włosy nadające niewinnego wyglądu. Chłopiec do zakochania.
- No-ne - odpowiedział, sylabując. I znów poczuła to zimno, kiedy tylko usłyszała jego głos. Bardzo cichy,  nieco dziecinny, jednak bardzo męski... jakby nie używał go za często i nie do końca potrafił mówić, jakby dopiero zaczął się uczyć. Delikatnie zachrypnięty, niezwykle melodyjny i... ciepły. Podniósł ku niej rękę, a dopiero po krótkiej chwili spostrzegł, iż jego dłoń zginęła gdzieś w długim rękawie. Wykaraskał ją więc szybko, a dziewczyna ujrzała niezwykle chude, trupie łapsko, które w uścisku lodowate było niczym najdalsze zakątki gór Północnej Ćwiartki.
Jeśli nawet zrobiło coś na niej wrażenie, zadziwiło ją lub cokolwiek innego, to po tej skamieniałej twarzy oraz pustych oczach nie było nic widać. Uścisnęli sobie w dłonie, a czarnowłosa oszacowała w kilka chwil, że nie jest to postać byle jaka, silna choć na to nie wyglądał oraz doświadczona. Miała bardzo dobry zmysł do takiej oceny i raczej nigdy się nie myliła. 
 - Mam nadzieje, że nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać, None - powiedziała, nieświadomie delektując się brzmieniem tej.. nazwy, bo na pewno to nie było jego prawdziwe imię. Cynder machnęła ogonem i z warkotem wpatrywała się w ogromnego pająka unoszącego się nad głową jej podopiecznej.
Szkarłatnooki podniósł ślepia właśnie na to ośmionogie stworzenie, a dziewczyna miała wrażenie, że jego oczy zrobiły się jeszcze większe, o ile to w ogóle było możliwe.
- Basilu - wyszeptał, wyciągając chudą dłoń po pająka, nim ten stanął na jej delikatnych, lekko falowanych włosach. Jego głos brzmiał niczym zaklęcie. Nigdy czegoś takiego nie słyszała. Zawrócił jej w głowie. Choć nie okazała tego, zbiło ją to z tropu, a Cynder natychmiast to wyczuła. Kątnik z ogromną chęcią i zapałem przeszedł znad głowy niczego nieświadomej dziewczyny na jego rękę, po czym na jej oczach... zniknął w jego rękawie. 
Okropne paskudztwa. Chyba zażądamy od dyrcia zmiany domku, nie zdzierżę mieszkania z tym obłąkańcem, powiedziała jej w myślach smoczyca, a na znak swojej dezaprobaty wypuściła z paszczy mały strumień czarnego płomienia, który zniszczył znajdującą się nad nią pajęczynę. Czarnowłosa wzdrygnęła się z niesmakiem, po czym zmarszczyła brwi i odsunęła się w tył. - Gdybyś mógł, trzymaj swoje.. zwierzaczki z daleka ode mnie - brzmiało to ni to jak rozkaz ni to jak prośba.
Skinął głową. Wzbudziło w niej to lekkie zdziwienie. Nie sądziła bowiem, że przystanie na jej rozkaz. Najwidoczniej nie należał do ludzi problemowych, to było jej na rękę. Jednak to, co nastąpiło chwilę później, mogło przyprawić ją o zdziwienie o wiele większe niż to. Z każdego kąta bowiem - spod stołu, krzeseł, kanapy. Z żyrandolu, spod posłania Cynder, z zasłon i szafek wypełzły chmary tych stworzeń, po czym ile miały tylko sił w tych swoich małych odnóżach jęły się pchać do jednej jedynej dziury w ścianie prowadzącej na zewnątrz. Wyglądało to jakby całkowicie kontrolował te stwory. Siłą woli, iluzją, czymkolwiek. I choć on rozpoznał już dobrze jej żywioł, ona nie potrafiła odgadnąć magii, którą parał się jego smok.
To ją akurat zaskoczyło. Pokiwała głową i zmieszała się nieco, mamrocząc coś w podzięce. Cynder natomiast kuliła się sycząc na swoim posłaniu, gdyż najnormalniej w świecie nie spodziewała się, że mogą one nawet pod nim być. Tymczasem czarnowłosy opuścił swój parapet i krocząc o bosych stopach w kierunku schodów, skinął na swojego smoka jedynie. Nie usłyszała od niego już żadnego słowa, a zaraz zniknął w swoim pokoju. Minutę później przekonała się, dlaczego - otóż do ich drzwi właśnie zapukał dyrektor, chcąc sprawdzić, czy nowa uczennica już się zadomowiła.

czwartek, 1 października 2015

I hope you die in a fire.



Saphira ‘Mangle’ Trancy 

 Revenge


Yo wszystkim.
Saphira z tej strony.
Chętna na wszelki wątki i powiązania 
mimo braku czasu.
Wybaczcie za tak kijową i słabą notkę 
*paczcie na kp Dasia*
Sayo.

We could run away before the light of day


None||Katsuko Tadashi||Lat szesnaście||Grudzień||Północna Ćwiartka||Lód||Azazel||Sierota

Dzieci Ciemności, przyjdźcie wszystkie do mnie.
Nasze kłamstwa spowite są mrokiem wiecznym.
Dzieci Ciemności, spotkajmy się w ciemnym ogrodzie.
Razem dzikich róż na bukiet czarny narwiemy.
Synu Ciemności, nie lękaj się ust otwierać,
bo szeroko rozwarte oczy nie wystarczą,
kiedy sama Śmierć zawoła Twoje imię.
Synu Ciemności, zawitaj do mojego domu.
Tam miejsce specjalne na Ciebie czeka
obok Twej matki wyrodnej i ojca.

 

__________________________________________________________________________
Nieśmiało witam.
Po odwiedzeniu wszystkich podstron karty dotarłeś czytelniku do jej końca.
Możesz odetchnąć z ulgą, to już koniec Twojej męczarni.
Przepraszam za wszelkie błędy, zwłaszcza literówki z Karcie. Z pewnością ulegnie ona zmianom, 
zastrzegam sobie do tego prawo. Jak i do całej Karty.
GG: 50389522
Wręcz żebrzę o wątki i powiązania z None'm :c
Edit: 2.10.2015, podstrona "drapie"

czwartek, 10 września 2015

Wagary nie takie fajne.

- Pie#dol się! - Pokazała swemu smokowi środkowego palca, po czym gryząc ostatni kawałek kanapki wybiegła z domu głównego. Smok robił jej wykład na temat wagarów. Co ją czeka dobrze wiedziała. Uciekła z matematyki. Nie lubiła jej, a ostatnio ich nauczyciel wcale dobrych dni nie miał. A zawsze był miłym nauczycielem. Jej pierwszą lekcją było smokoznawstwo. Wszystko, byle nie on. I jeszcze jego smok. Tak, trafienie na tego chwalipiętę jest gorsze niż stracenie smoka. Potem historia. Historyczka była całkiem fajna, ale lekko przynudzała. W skrócie? Nie, ten dzień wcale nie należał do najlepszych.

Matematyka. Isaac Quinn.  [ Totalne wkurzenie. ] 

Nauczyciel stał naprzeciw śpiącej blondynki. Neii słodko spała, pochrapując cichutko. Tyrpnął lekko dziewczynę, a ona nadal spała. Jednakże, po chwili rozległ się jej krzyk, kiedy to zimna woda znikąd spadła na nią, budząc ja. Zerwała się z krzesła, stojąc prawie że na baczność. Wszyscy zaczęli się śmiać. Nauczyciel tylko zwrócił jej uwagę. Na razie. Z lekka wkurzona, wyjęła z torby kanapkę i wybiegła z klasy.

Historia. Anna Stark.  [ Przynudzająca nauczycielka ] 

- Pewien słynny jeździec smoków 15 grudnia minionego roku  poniósł swoją pierwszą klęskę, tracąc przy tym swoją rodzinę. - Nauczycielka dalej ciągnęła czyjąś historię.  Neii nie interesowała się za bardzo tym wszystkim. Fakt, nauczycielka była fajna. Była miła, spokojna. Jednakże że, 25 minutowa historia o jakimś tam człowieku interesująca nie jest. Dziewczyna prawie zapadła z głęboki sen. Gdyby nie donośny dźwięk dzwonka, usnęła by.

Smokoznactwo. Vincent Knight [ Zupełny brak zrozumienia ] 

Nauczyciel właśnie opowiadał o tym, jak smoki zostały stworzone. Albo coś w tym rodzaju. Przecież to wie każdy. Neii powinna go nawet ścierpieć. Mają te same żywioły. Ale Neii nie zrozumiesz. To samo mogła by powiedzieć nauczycielowi. Kazał jej wymienić wszystkie żywioły o których wie. A ona? Siedzi cicho i skrobie coś na kartce. Po chwili, podała kartkę nauczycielowi, a on zbaraniał. Jak widać, musiała go zaskoczyć swoją wiedzą. I co z tego wyszło? Opierdziel. Za głupią rzecz..

Wagary.

Szła w stronę akademiku, chcąc nieco odpocząć. Nauczyciele dali jej w kość. Szczególnie "Vincent". Powoli szła, notując coś na kartce. Jednakże, długo to nie trwało. Po chwili rozgległ się cichy pisk. Zderzyła się z kimś. A z kim? No nie zgadniecie! Z dyrektorem. Spojrzał na nią, a po chwili powiedział całkiem miło.
- Co tutaj robisz? Nie powinnaś być na lekcjach?
- Em.. Nie mamy jednej lekcji!
- Do gabinetu.
- Super.

piątek, 4 września 2015

Życie to nie kara, a przygoda.

Czas jakoby zatrzymał się w miejscu. Czuł, jak jego serce boleśnie obija się o poranioną od ciosów klatkę piersiową, która unosiła się szybko w rytm urywanego i niemiarowego oddechu, jaki co chwilę grzązł mu w suchym gardle. Zimny pot spływający po jego skroniach oznaczył szlak po bladych policzkach, aż do karku, co spowodowało nieprzyjemne uczucie chwilowego chłodu i dreszczy jakie go nawiedziły. A szare, puste oczy mogły jedynie obserwować w niemym przerażeniu, jak jego bliźniak posyła mu ostatni, bolesny uśmiech, nim jego serce przestało bić.

   Chciał krzyczeć, lecz z jego krtani nie wydobył się żaden, choćby najcichszy dźwięk. Chciał rzucić się na oślep, by zadać cios, lecz nie mógł wykonać żadnego ruchu.  Czuł się jak przyparta do muru zwierzyna, otaczana przez zgraję wygłodniałych wilków. Szczerzyli do niego swoje pożółkłe zębiska, w okrwawionych dłoniach trzymając narzędzia zbrodni. I byli coraz bliżej i bliżej, a w głowie, gdzieś na pograniczu jawy i snu rozbrzmiewał cichy, lecz stanowczy głos.


- Mógłbyś chociaż udawać, że słuchasz - Zerknął rozespanym wzrokiem na smoczyce, której końcówka ogona przyodzianego w śnieżnobiałe pióra drgała w poirytowaniu, a ona sama natomiast sztyletowała Tashiro spojrzeniem złotych ślepi, wręcz przeszywającymi go na wylot. Dopiero w chwilę potem samodzielnie doszedł do informacji, iż nieumyślnie uciął sobie krótką drzemkę w gabinecie dyrektora Smoczej Akademii, podczas gdy sam dyrektor Earligton widocznie nie przejąwszy się - bądź nie zauważywszy - chwilowego zgonu jednego z jego przyszłych uczniów - dalej w ogromnym przejęciu wygłaszał swoje wyuczone na pamięć formułki na temat samej Akademii, domków, nauki, smoków i całej reszty bezsensownych dla Shiro rzeczy. Jako najważniejszy człowiek w całym instytucie jego zadaniem było przygotować do wieloletniej wędrówki po Akademii każdego, kto po raz pierwszy przybył w te strony i objaśnić mu zasady, jakie tu panują i jakich musi przestrzegać. Tashiro jednak był jednym z tych osób, które wiedzą wszystko najlepiej, nie muszą nikogo słuchać, a jedynie sprawiają takie wrażenie - bądź w ogóle nie sprawiają. Jako szesnastolatek został wręcz zmuszony przez Versumię, aby tu przybyć, by móc rozwijać swoje umiejętności, jak i polepszyć swoje kontakty ze smokiem. Oczywiście, że nie był tym faktem zachwycony, lecz wyboru nie miał żadnego w starciu z chwilową, apodyktyczną naturą przerośniętej jaszczurki.
- Więc, mój chłopcze - zaczął, posyłając w stronę Shiro miły uśmiech - co sądzisz? Chcesz wstąpić w nasze szeregi? 
Czarnowłosy skrzywił się jedynie delikatnie z niewiadomego powodu, wzruszył bezinteresownie ramionami, po czym podrapał się po karku. 
- Po to tu raczej przyszedłem - odparł, jak gdyby nigdy nic. - Tylko w sumie jeszcze jedno...
- Tak? - zdziwił się mężczyzna, ściągając w skupieniu brwi i tak samo wbijając wzrok w postać szesnastolatka. 
- O czym tak w ogóle mówiłeś? 
I w tym momencie zbaraniał nie tylko dyrektor, ale i również smok. 

~*~

- Byłeś po prostu chamski i bezczelny - smoczysko westchnęło tylko cicho, wygodnie ułożone na swoim posłaniu ze skór śledząc wzrokiem krzątającego się po mieszkaniu chłopaka, który to znikając, a pojawiając się w zupełnie innym już miejscu zaczynał powoli irytować Versumie.
- Nie byłem chamski i bezczelny - spojrzał się na nią - byłem chamski, szczery i bezczelny, a to robi dużą różnicę.
Prychnęła pod nosem, przewracając oczami.
- No tak, przecież jesteś po prostu głupim szczeniakiem, skąd w ogóle pomysł, że zapytałam - pokręciła łbem, lecz w chwilę potem uśmiechnęła się delikatnie. - Ale niech ci będzie, trochę zmądrzałeś. Nie będę cię chwalić za nadto, bo znowu bardziej zgłupiejesz - dodała kąśliwie, od zawsze lubiąc droczyć się z Shiro, kontynuując tradycję wzajemnego dogryzania sobie kiedy tylko jest ku temu okazja. Smoczycy ani trochę nie przeszkadzał już trudny charakter czarnowłosego, a wynikało to i z przyzwyczajenia i z lepszego poznania swojego wychowanka, który tak naprawdę pod tą skorupą chamstwa i ironii potrafi okazać empatię, co za pierwszym razem było dla Versumii ogromnym szokiem, kończącym się obrazą chłopaka.
- Twoje mądrości jak zawsze tak cenne - mruknął sarkastycznie pod nosem, po czym on, jak i smoczyca prychnęli na siebie jednocześnie, ona odwracając łeb w drugą stronę, on odwracając się tyłem. Nie mogli jednak gniewać się na siebie za długo. Ba - oni nawet  o tym nie pomyśleli, gdyż któreś z nich w końcu nie wytrzymało i musiało odezwać się jako pierwsze.
-...Trzy lata, co? Niby podrosłeś, ale nadal zachowujesz się jak gówniarz.
- Zamknij paszczę, "mamo", idziemy potrenować. Przytyłaś, musisz trochę zrzucić.
Tashiro nie musiał nawet nic dodawać, doskonale wiedząc, co stanie się za moment. Jedyne co zdążył zrobić to złapać katanę, przymocować kaburę ze sztyletem do uda i wybiec poza mieszkanie, nim mocarny uścisk łap zacisnął się na nim, porywając w górę. A to, że własny smok chciał pokazać mu w jak szybkim tempie można znaleźć się przy ziemi to już inna bajka na inną okazję.



Hej, hej
Nemi chciała pokazać, że żyje. Przepraszam wszystkich, że dopiero teraz skomentowałam notki, które powinnam skomentować już wcześniej.
A teraz przedstawiam trochę Tashiro i trochę mamci. Starałam się,  naprawdę. Ale pisanie na komórce nie zaliczam do swojej mocnej strony, jeśli chodzi o długość wpisów.


środa, 2 września 2015

Rok szkolny w Akademii

Witam z jednodniowym opóźnieniem.

W Akademii tak jak u nas niestety lub stety zaczął się rok szkolny.
Każda z naszych postaci ma obowiązek uczęszczać na lekcje, które są wypisane w zakładce "Edukacja Jeźdźców", więc jeśli ktoś chce napisać notkę o jakiejś lekcji (będą mile widziane) polecam tam zajrzeć.
Nie ma się co więcej rozpisywać.

Miłego roku szkolnego życzę i dobrych wyników w nauce ;)

Ps. Przepraszam, że tak krótko, ale pisanie z telefonu nie jest wygodne.

wtorek, 1 września 2015

Bezimienny post



  Dziewczyna cisnęła niezgrabnie pękatą walizkę w róg pomieszczenia, po czym bezwładnie opadła na łóżko, wzdychając przy tym ze zmęczenia. W nogach wciąż czuła odrętwienie po trudach długiej podróży, uda piekły od otarć. Jej łuskowaty towarzysz zdecydował się na drzemkę, ona sama, mimo wyczerpania, nie potrafiła oddać się błogiemu snu. Powoli zaczynała ogarniać ją nuda, zmuszając do niekontrolowanego przebierania palcami. Opierając się na łokciach, podciągnęła leniwie górną część ciała i usiadła na skraju materaca. Nie umiejąc wymyślić innego zajęcia dla swych rąk, wyjęła zza paska od spodni mały, drewniany grzebień i zaczęła rozczesywać nim splątaną grzywkę, nerwowymi i gwałtownymi ruchami, choć może bardziej przypominało to wyrywanie. 

Wróciła na chwilę myślami do domu, do wiecznie brudnej, zakurzonej podłogi, krzyków rodzeństwa, zapachu gotowanej kapusty i pieczonego chleba. Podobało jej się tutaj, nie mogła zaprzeczyć, ale zaczynała trochę tęsknić za rodziną. Dostała od losu szansę na naukę w tym dosyć luksusowym przybytku za samo posiadanie przerażającej bestii, a to wydawało się już wyczerpywać jej limit szczęścia.

 Z zadumy wyrwało ją skrzypnięcie dobiegające od strony drzwi. Powstrzymując zawał serca zwróciła wzrok w ich kierunku.


- Uhm… Cześć. – wyjąkała niepewnie, uśmiechając się, błękitnooka, na oko szesnastoletnia blondynka. Vesna musiała przyznać, że była bardzo ładna.


 - Kurna, puka się! – wycedziła przez zęby, chwilę później żałując może zbyt ostrych słów – To znaczy… Strasznie mnie wystraszyłaś, nie uznałaś… Eee… Za stosowne… Powiadomić mnie wcześniej o swoim wejściu? – poprawiła się lekko drżącym tonem, który brzmiał jakby sama próbowała dodać sobie odwagi.


- P-przepraszam, nie sądziłam, że ktoś tu może być – odparła niewinnym tonem intruzka - Chciałam tylko… Pozwiedzać. Prawie pięć minut temu tu przybyłam, uznałam za stosowne zapoznać się trochę z miejscem, w którym przez następny rok przyjdzie mi mieszkać. Wiesz… - była wyraźnie zmieszana. Vesna przeklęła w myślach swoją głupotę.


- Yyych… Nie no, nic takiego się nie stało – odpowiedziała, by nie wypaść źle przy nowo poznanej dziewczynie. Nie chciała jej do siebie zrazić. Na pewno nie pierwszej spotkanej osoby – No to skoro już tu jesteś, to jeszcze stosowniej byłoby zapoznać się z osobą, z którą przez następny rok przyjdzie ci tę chałupę dzielić! Jak masz na imię? Jestem Vesna. – wypaliła szybko brunetka by rozluźnić atmosferę. Wstała i wyciągnęła dłoń w kierunku wysokiego dziewczęcia.


- Na imię mi Josephine, bardzo miło mi cię poznać, Vesno. – skontrowała uprzejmie, ujmując ją, blondynka – Możesz zwracać się do mnie Josie, jeżeli chcesz. Mam nadzieję, że wspólny czas upłynie nam miło i unikniemy różnych takich… Waśni. - dokończyła.


- Ha, ja również! Skąd panienkę przywiało w te progi? – spytała, ciągnąc dalej to nudne, ale przyjacielskie przesłuchanie.


- Z Zachodniej Kwarty. Mieszkałam na wsi. Z rodzicami i braćmi. Jak było z tobą?


- Ja ze Wschodniej… Och, niech to szlag! – prawie krzyknęła nastolatka,  łapiąc się rękoma za brzuch. Josie podskoczyła w miejscu ze strachu.


- C-co się stało? – odezwała się ze zmartwieniem w głosie Josephine. – Źle się czujesz?


- Nie. – skwitowała zwięźle Vesna - Głodna jestem, do cholery! Ty nie? Wiesz kiedy ktoś zawoła nowych uczniów na tak zwaną obiadokolację? Chyba, że zamierzają nas tu głodzić. Albo wypuszczać na polowania do lasu z dzidą w zębach.


Zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią, nieśmiała dziewczyna w końcu przemówiła.

- Wiesz, nie sądzę żeby w ich interesie było zagłodzenie nas na śmierć zanim jeszcze rozpoczniemy naukę. Poza tym, byłoby to też bardzo nieuprzejme. Pewnie zaraz ktoś po nas przyjdzie, pewnie czekają na pozostałych nowicjuszy.

Ciemnowłosa prychnęła, bo rozbawił ją komentarz koleżanki.


- Cóż, no to… - zaczęła – My nie każmy im czekać! Ciekawe, czy nam coś dadzą. Poza tym, spacer się przyda, zaraz nam tu nogi w tyłki wlezą. – przeciągnęła się teatralnie i ziewnęła zakrywając dłonią usta – Chodź!

Nie dając nawet Josephine czasu na zgodę, złapała ją energicznie za rękę i pociągnęła za sobą w kierunku wyjścia.

                                                                                                ***

 Dziewczęta schodziły razem po schodach, ramię w ramię, nie odzywając się jednak. Poznały się kilka minut wcześniej, więc niczym dziwnym nie był fakt, że nie posiadały wspólnych tematów do rozmów. Pomimo wszystko Josephine bardzo ciekawiła jej nowa koleżanka. Nie wyglądała jak wszystkie dziewczyny ze wsi, napuchnięte z dumy i chodzące w kolorowych spódnicach. Była zupełnie inna, lepsza. Trochę dzika, zbuntowana.

 Blondynka nie wiedziała właściwie, co takiego w niej sprawiało, że do głowy przychodziły jej takie myśli. Wygląd? To prawda, dziewczyna miała nieco egzotyczne rysy twarzy, ale ona i Josie pochodziły z dwóch przeciwnych końców kraju, więc musiały różnić się nieco w wyglądzie. Może chodziło o matowe, nieco potargane i krzywo przycięte włosy, które sprawiały wrażenie od dawna nie widzących fryzjera? Albo o ciemne, piwne oczy głębokie jak studnia na rynku w miejskim, albo o ten specyficzny ubiór, nieco niechlujny, lecz dobrany tak gustownie, że niebieskooka aż go zazdrościła? Nie potrafiła tego określić. Brunetka po prostu bardzo ją intrygowała.

 Parter był pogrążony w ciszy tak gęstej, że można by ją było ciąć na kawałki. Gdyby wsłuchać się dokładniej, można by usłyszeć ciche, miarowe oddechy dochodzące gdzieś z głębszej części salonu, lecz nie one teraz interesowały wygłodniałe studentki. Nastolatki szybko przemierzyły salon i dopadły do drzwi wejściowych.

 Tuż po tym, jak Josephine pociągnęła za klamkę, uderzyło w nią tak przerażające gorąco, że wycofała się z powrotem do środka. Vesna, zainteresowana jej reakcją sprawdziła, co też takiego czai się na zewnątrz. Gdy i ona doświadczyła nieziemskiego upału, dołączyła do niebieskookiej. Nie było mowy, że przy takim głodzie i gorącu będą przechodziły spory kawał drogi, by dostać coś do jedzenia. Honor im na to nie pozwalał.

 Blondynka rzuciła okiem na pomieszczenie naprzeciwko salonu. Oddzielone było niewysoką półścianką, a wypełniały je blaty, szafki, pompa służąca za kran i nieduży kocioł. Pierwszym, co przyszło dziewczynie na myśl była rodzinna kuchnia w jej wsi. W podobnym pokoju jej matka przyrządzała obiady, a cała rodzina się posilała.

 Co prawda Josie nie była mistrzem kuchni, lecz wiedziała, jak przyrządza się niektóre potrawy. Na przykład zupę pomidorową, którą bardzo lubiła. Musiała jedynie wziąć skądś całkiem sporo świeżych pomidorów, trochę ziół i makaron. Miała nadzieję, że szafki pod blatami nie były puste.

 Pociągnęła Vesnę za rękaw i wskazała na kuchnię. Na szczęście brunetka była bystra i całkiem szybko zrozumiała, co chodziło jej koleżance po głowie. Ona pierwsza podeszła do szuflad i zaczęła wysuwać je po kolei, lustrując uważnie ich zawartość. Niebieskooka podeszła do Vesny i zaglądnęła jej przez ramię.

 Część z nich wypełniona była drewnianymi miskami, kuflami, talerzami i przede wszystkim sztućcami. Josephine nie mogła zignorować faktu, że w szafkach leżały także chochle i duże, płaskie łyżki do mieszania potraw. Nie byłoby ich tam, gdyby uczniowie nie mogliby przyrządzać własnych potraw poza wyznaczonymi godzinami posiłków.

 W jednej z szuflad spoczywały nieduże, lniane worki wypełnione czymś twardym. Po otworzeniu jednego z nich Josie odkryła, że były pełne bezkształtnych, małych kawałków makaronu. Zamrugała, zaskoczona tym dziwnym zbiegiem okoliczności, ale nie pogardziła składnikiem. Jej wzrok jakby automatycznie powędrował za okno, a jej uwagę przykuły dorodne, czerwone pomidory w ogrodzie. Gałązki aż uginały się pod ciężarem swych owoców.

 Josephine aż czknęła i wybiegła z chaty bez słowa, pozostawiając swoją znajomą z wieloma pytaniami. Po krótkiej chwili wróciła, niosąc w uniesionym kawałku koszuli kilka sztuk okrągłych, błyszczących warzyw. Wiedząc, że gotowanie zupy trochę zajmie, wręczyła jednego Veśnie i powiedziała, aby przegryzła coś przed właściwym posiłkiem. Zaraz po tym Josephine wzięła się za przygotowywanie tego niecodziennego obiadu.

- Jak ty to robisz? - spytała ją Vesna, przyglądając się, jak dziewczyna powoli kroi pomidory na odpowiednie kawałki i wrzuca do kociołka z gotującą się wodą.

- Hmm? Co robię?

- No... kroisz to wszystko. Tak dokładnie i w ogóle. I dobrze wiesz, jak to robić - widocznie zakłopotana brunetka podrapała się po karku.

- Mama mnie nauczyła - odparła swobodnie Josephine, nie przerywając wykonywanej czynności - Od małego gotowałam z nią różne potrawy. Jak widzi się coś codziennie, to potem zostaje w głowie. Nigdy nie robiłaś z matką obiadu?

- Próbowałam raz czy dwa... Matka zabroniła mi się potem dobierać do garów, bo zafundowałam całej familii częste wizyty w wychodku.

- Och - blondynka uśmiechnęła się delikatnie, mieszając w połowie gotową zupę. Rozumiała, jak to jest nie być w czymś dobrym. Josephine nie potrafiła właściwie niczego, oprócz oczywiście wpadania w tarapaty i dodawania do siebie liczb jednocyfrowych.

 Pomidorowa wyszła nawet lepsza, niż się spodziewała. Miała intensywny smak i była gęsta, a poza tym makaron nie był rozgotowany. Josie uznała to za jeden ze swoich nielicznych sukcesów kulinarnych.

 Nastolatki spożywały posiłek, wypełniając cichą dotąd chatę odgłosem rozmów, rzadkich chichotów i żywych dyskusji. Nie znały się, były sobie obce, ale to właśnie sprawiało, że rozumiały się tak dobrze. Obydwie nie miały pojęcia, jaka jest Akademia i wymieniały się swoimi spekulacjami na temat przedmiotów i nauczycieli. Nie zgadzały się w większości tematów, ale to nie przeszkadzało im w rozmowie.

 Wiedziały, że nie będą same podczas tego roku szkolnego.



Hej! To nasza pierwsza wspólna notka (moja i Cytrynki/Aenyeweddyen), może być trochę krótka, ale nie zjedzcie nas, nostra culpa. Jeżeli chodzi o to jak nam wyszło wspólne pisanie, to wygląda na to, że się uzupełniamy. Ja dałam prawie sam dialog, prawie zero opisów uczuć czy akcji, koleżanka wręcz odwrotnie. xD ;v; Miłego rozpoczęcia roku szkolnego! >:D