Pogadaj z nami :D

czwartek, 1 października 1998

Wskrzesza

Brak postów

Zabija

Azazel (Zazu)
Smok, jak spodziewałby się każdy, jest najlepszym i zresztą jedynym przyjacielem chłopaka. Nierozerwalnie u jego boku spędził dziesięć lat.  Nie raz ratowali sobie nawzajem życia, a gdyby nie fakt posiadania smoka, None wisiałby już od dawna na stryczku. On jedyny rozumie dziwne zapędy czarnowłosego, co nie znaczy, że je akceptuje. Stara się odciągać go od tego, sprowadzać na lepszą drogę w trosce o jego zdrowie psychiczne. Na ogół nie odstępują się na krok, a None nie wyobraża sobie innego środka transportu niż jego smok ani też innego posłania. Uznaje jego lodowate łuski na najcieplejsze łóżko jakie kiedykolwiek mógłby sobie wymarzyć.

Agreal Niklaus
Z osobnikiem tym utrzymuje relacje dość chłodne, a szacunki doń nie posiada za grosz. Oboje traktują się oschle, a mijając w Akademii obdarzają jedynie spojrzeniem zimnym, po czym odchodzą bez słowa. Jako iż człowiek ten wychował go i nauczył wszystkiego, co w późniejszym życiu nie raz mu się przydało, stara się nie wywoływać kłótni zbędnych kłótni, jednakże obrzucanie wyzwiskami wychodzi mu świetnie. W sytuacjach kryzysowych Niklaus zawsze stanie jednak w obronie swojego wychowanka. 

Thomas Earlington
Stosunki między dyrektorem Akademii a tym konkretnym uczniem przedstawiają się krótko mówiąc dziwnie. Brunet bowiem człowieka tego traktuje obojętnie, niekiedy nawet z dystansem. Działa to bardziej na zasadzie akceptowania istnienia tego kogoś, byle mu się nie narzucał. Pan Earlington właśnie to czyni, traktując swego nowego ucznia niemalże jak opóźnione w rozwoju dziecko. Przyczyniła się do tego małomowność chłopaka, co dyrektor traktuje jako głuchotę, analfabetyzm, problemy ze wzrokiem i po prostu głupotę jednocześnie. Zwyczajnie uważa, że Tadashi nie rozumie, co się do niego mówi.

Zionie chłodem

Azazel||Zazu||Lat dziesięć||Samiec||Smok lodu||Śnieżnołuski

Bestia równa swemu jeźdźcowi, tak mawiają. W przypadku Nona i jego bestyjki stwierdzenie to sprawdza się jedynie po części. Para równa temperamentem, żaden nie odstąpi drugiemu. W swoim przekonywaniu dąży do końca, czasem po trupach, nie przyjmuje do świadomości porażki. Nieustępliwością żaden nie przegoni drugiego, prędzej pozabijają się, nim ustąpią. Różnica jednak tkwi w tym, iż gad wykazuje się o wiele większą wyrozumiałością oraz odpowiedzialnością aniżeli jego jeździec, który nie ma takiego poczucia za grosz. Długim czasem starał się odwodzić czarnowłosego od jego chęci mordu i buntu przeciwko sprawującym władze w poszczególnych ćwiartkach, usilnie próbował przeciągnąć go na jaśniejszą stronę. Nie chciał, aby sumienie chłopaka coraz bardziej gniło, a że znał go najlepiej z całego świata, wiedział, iż wszystkie te brutalne zachowania wynikały z jego delikatnej i znacząco pokrzywionej psychiki. Dlatego też po krótkim czasie od wyklucia role odwróciły się i to smok opiekował się jeźdźcem, a nie jeździec smokiem. Należał do jednych z tych, którzy najbardziej pragnęli, aby dołączył do Akademii. Jako iż potrafią porozumiewać się telepatycznie, przemawia w imieniu małomównego, kiedy ktoś nieudolnie próbuje się z nim skomunikować. Chłopak zwraca się doń pieszczotliwie "Zazu", zupełnie jakby "Azazel" stanowiło dla niego zbyt długi wyraz. Aparycja smoka doskonale odzwierciedla jego żywioł - lód oraz śnieg ukazują się na jego czystych, białych łuskach, wiecznie zimnych w dotyku, srebrzystych ślepiach oraz podbrzuszu również. Nie posiada rogów, a jedynie niewielki wachlarz biegnący od czoła przez szyję. Nie należy do majestatycznie długich, jednak tak jak całe ciało bestii jest charakterystycznie smukła. Ogon wyposażony został w niebezpieczne kolce, a także wachlarze o płaskiej powierzchni, ułatwiające lot. Skrzydła zaliczają się do błoniastych, jednak są mocniejsze niż błony u smoków wody. Szybkością lotu dorównać może nawet smokom powietrza, a jego lot należy do nadzwyczajnie cichych. Nie pluje lodem, jak można by się spodziewać (choć zdarza mu się). Jego oddech za to jest mroźny, potrafi zmrozić każdą ciecz, co na nieszczęście wykorzystuje jego jeździec do swoich nekromantycznych zapędów...

Drapie

Tylko i wyłącznie przez symbol więzi ze smokiem oszczędzono jego życie. Wieść ta w tempie ekspresowym dotarła do uszu Agreala Niklausa, w tamtym czasie już nie pustelnika i pozbawionego tytułu generała żołnierza, a trenera grupy Omeg w niejakiej Akademii Smoczych Jeźdźców. Miejsce to w czasie bardzo krótkim stało się dla chłopaka nowym więzieniem. Więzieniem, gdzie jego katem znów był ten sam zrzędzący dziadyga. Niemniej powinien mieć do tegoż człowieka spory szacunek, nie posiadał go wcale. Pomimo żółtych papierów, dyrektor, Thomas Earlington, przyjął go bez sprzeciwu. Jako rocznikowy siedemnastolatek (posiadał jeszcze lat szesnaście) dołączył do klasy piątej. Znając dobrze umiejętności Tadashiego, trener skierował go natychmiast do grupy zaawansowanej, mówiąc dokładniej - Alphy. Nie wykazując jednak chęci dostania się do elity, umieszczono go w grupie Betha, pod opieką Katerin Faisal. Zamieszkał w domku numer sześć, który chwilowo uznany został za jednoosobowy ze względów bezpieczeństwa. Z podobnego powodu również bezwzględnie zakazano chłopakowi korzystać z mocy żywiołu swojego smoka na terenie Akademii, a żeby zarys kary więziennej zaostrzyć, poza jej granicę oddalać się mu nie wolno. Tak jak każdy posługuje się nie tylko żywiołem smoka, ale i orężem. W jego przypadku jest to żelastwo o tyle nietypowe, iż prawdopodobnie jedyne takie w Acarlei. Od długiego czasu, nie tylko w walce, używa długiego, mocnego łańcucha, na którego końcu osadzony jest sierp. Początkujący zapewne zrobiłby większą krzywdę sam sobie, nim zacząłby poprawnie używać tej broni, jednak czarnowłosy opanował tę kupę żelastwa do perfekcji. Bardzo często, zwykle w środku nocy, wymyka się z domku nad jezioro w pobliskim lesie. Wprost nie może doczekać się zimy, wówczas nie musiałby co noc zamarzać jeziora. Dlaczego to robi? Otóż prawdopodobnie jedyną normalną pasją chłopaka są... łyżwy. Uwielbia jeździć na łyżwach, nie sprawia mu to żadnych trudności, bowiem wychowując się w górach stanowiły niekiedy najlepszy środek transportu. Siłą rzeczy w obowiązku miał nauczyć się utrzymywać równowagę na lodzie. 
Wszyscy zwracali się doń Tadashi, jednak chłopak nie traktuje tego miana jako swoje własne. Ojca nigdy nie znał. Nigdy raczej o nim nie słyszał, prócz krótkich wspominek opiekuna, dlatego nie utożsamiał się też z nazwiskiem. Obcym przedstawiał się jako None. I tak też prosił, aby się do niego zwracać. Przezwisko to wymyślił Azazel, niezwykle przypadło do gustu bezimiennemu. Z tłumu odróżnić nastolatka ciężko niczym wyciągnąć igłę ze stogu siana, lecz dla bystrego oka zaskakująco łatwo. Wśród mężczyzn nie wyróżnia się wzrostem, mierzy bowiem przeciętne sto osiemdziesiąt sześć centymetrów, jednak z całą pewnością odstaje posturą. Porównać go można do stracha na wróble stojącego latami już w polu. Złamanego wiatrem i zadziobanego przez szaleńcze kruki i wrony. Skóra blada, niemalże biała, stanowiąca element rzadko spotykany nawet od osobnika przebywającego na słońcu od święta. Zdobią ją - bądź szpecą - liczne blizny oraz tatuaże, a najbardziej wyjątkowym z nich jest znamię na plecach. Znak więzi. Kiedy znalazł jajo, przedstawiał zaledwie małą plamkę na lędźwiach. Jednak z każdym dniem, z każdą chwilą, kiedy pogłębiali swoją więź, powiększał się śladem jego kręgosłupa oraz kości, aż w końcu zakończył swoje dzieło wraz z dniem ucieczki. Kiedy poczwara cierpi, odczuwa w tym miejscu ból nieopisany, jakby kto palił go żywym ogniem. Posiada ślepia równie misterne co ciało. Duże, okalane wachlarzem długich, gęstych rzęs, o barwie szkarłatu. Z delikatnej czerwieni barwione krwią ofiar stawały się coraz ciemniejsze oraz dziksze, dopóki każdego to żyw pozbawił odwagi spoglądania w nie. Jeżeli kto odważy się zbliżyć, poczuje przedziwny chłód zeń bijący, a nie daj Bóg dotknie, wnet odskoczy, przerażony zimnem skóry. O dziwo, to normalny jak każdy chłopak. Nazywany potworem, należały doń zwyczajne ludzkie rysy twarzy. Zwyczajny zadarty, mały nos, zwyczajna, ostro zarysowana szczęka, zwyczajny, delikatnie wysunięty podbródek, blade usta, dołki w policzkach, a także niezwykle zwyczajne, liczone w setkach rude piegi oraz niesforne kosmyki kruczych włosów, raz nieznośnie wpadające do oczu, to znów zmierzwione i opadające na kark. Przyzwyczajony do nieustającego zimna przywykł do noszenia ubrań niestosownych do najniższych temperatur. Ciepłe dni znosi z trudem, a dopiero w groźnym mrozie czuje się komfortowo. Dlatego też normalnym jest ujrzeć go w środku zimy przebiegającego boso wśród zasp śniegu.

wtorek, 29 września 1998

Gryzie

Uskrzydloną dosiądź poczwarę,
razem zwiedzicie zakazany świat.
Przyjaciel to Twój ponad miarę,
brat Twój - Ty jego brat.
Nie lękaj się czynić zakazanego,
każdy swój owoc męki inny niesie. 
Gdy dojdzie do dnia przykazanego,
na własnej ścianie Twój krzyż powieszę.

Było zimne. Jak lód, można by rzec, jednak to zbyt dosłowne określenie. Podobnie jak jego znalazca marznął w śniegu, lecz nie dniami, tylko latami. W końcu smoki czekają czasem i dłuższy okres czasu na swego jeźdźca. Nie wybierają byle kogo, pierwszego lepszego człowieka. Bestia i jego jeździec uzupełniają się każdym fragmentem swego istnienia. Agreal Niklaus bez najmniejszego cienia wątpliwości orzekł chłopcu, iż od chwili tej stał się posiadaczem najbardziej wyjątkowego daru na świecie. Potrzebuje jedynie z goła mnóstwa cierpliwości, dopóki gadzina nie przebije srebrzystej, niemal idealnie gładkiej skorupki. Zimnej i wilgotnej, niczym lód. Lód tę dwójkę połączył. Poczwara wykluła się po dniach ośmiu. Każdego dnia zaś opiekun jaja nie odstępował go na krok, a i podążał za swoim nauczycielem, pomimo swej małomówności, wypytując o wszystkie rzeczy. Okazał się uczniem o wiele bardziej pojętnym niż zazwyczaj. Ciekawość smoczego świata przewyższyła ponad wszystko przedziwne historie z serca lasu. Choć niecierpliwił się niezmiernie, na pęknięcie skorupki nie przygotował się ani trochę. Nie potrafił wybrać odpowiedniego imienia dla nowego towarzysza, który na powitanie pokazał mu, że nowo narodzone smoki też posiadają kły,  na dodatek bardzo ostre. Bestia była charakterna bardzo już od dnia pierwszego. Jednak nie dziwiło to Niklausa. Jego wychowanek swój temperament umiejętnie skrywał, natomiast smok go obnażał. Dopiero gdy gadzina z rozmiarów kota osiągnęła wielkość psa myśliwskiego, ni stąd, ni zowąd, zawołał do niej bardzo obcym mu imieniem. Azazel. Pomimo iż głowił się, skąd wpadł na tak dziwną myśl, godność ta pozostała. Jak zdradziła aparycja gada, należał do gatunków smoków lodu. Świadczyła o tym wiecznie zimna, srebrzysta łuska, a także tworzący szron oddech. Najgorszy okres para miała dopiero przed sobą, bowiem Agreal - jako szkolony żołnierz, a przede wszystkim jeździec - zaoferował swoim podopiecznym lekcję. Lekcję, która trwała pięć długich lat, dopóty mroźny stwór i jego pan nie stanęli u końca swojej drogi. Dwójka tak zgrana, że żadna magia nie stanowiła przed nimi tajemnic. Chłopiec niezwykle pojętny oraz jego smok. O tak, niezwykle pojętny... Ciągnął do rzeczy, o których dwunastoletnie dziecko nie powinno nawet myśleć. Znał prawdy, które szerokim łukiem omijali dorośli. Razem z Azazelem stanowili jedność tak doskonałą, aż wkrótce przerosła nawet oczekiwania ich nauczyciela. I nie mógł on już dłużej nauczać. Nie potrafił stworzyć dlań wystarczającej uwięzi, kiedy umiejętności niedoświadczonego jeźdźca wymknęły się spod kontroli. Zmuszony został opracować wystarczające zakazy, podjąć się odpowiednich kroków, zdaniem młodzika niegodnych akceptacji. Dlatego też sam sprawę rozwiązał. Zdjął z barków Niklausa brzemię wychowania. Osiodłał smoka. Uciekł.
Miał bardzo dobre serce. Choć jego ciało zawsze było zimne, tylko ono pozostało ciepłe. Nie posiadał jedynie odpowiedniego przeświadczenia o świecie. To właśnie okazało się największym błędem. Z górskiej samotni zawsze spoglądał na miasta i wioski położone u podnóża wzniesienia. Choć Agreal edukował go nie tylko z podstawowych dziedzin takich jak matematyka bądź gramatyka, ale i z geografii oraz historii, całkowicie inaczej wyobrażał sobie świat. Całkiem inaczej widział życie mieszkańców Acarlei. W jego wyobraźni nie doskwierał im głód, ani też nie cierpieli chorób i klęsk żywiołowych. Brutalności i zgrozy powojennych buntów ludzi. Oddalone od większych miast wioski Północnej Ćwiartki tak właśnie żyły. Dlatego też z tak wielką łatwością opowiedział się po stronie anarchii. Działał jednak zawsze sam, nie wdrażając się w powszechne grupy niezadowolonych z rządów aktualnego władcy. Kierował się jedynie własnym rozsądkiem i poglądem. Na grzbiecie swego smoka zabierał bogatym, a dawał ubogim, gdyby to wyrazić eufemizmami. Nie spostrzegł nawet, kiedy na połach jego płaszcza rozbryznęła się pierwsza krew. Później stało się to już codziennością. Wnet rozniosła się plotka o skrytobójcy w całej Północnej Ćwiartce. Ofiary mordercy umierały nie odnosząc żadnego uszczerbku na zdrowiu, w tym tkwiła cała groza. Ginęli tylko ci, którzy mieli jakieś wyższe układy lub prowadzili konszachty z podejrzanymi osobnikami. Zwłoki pożerały pająki. Pojawiły się historie o ludziach bez twarzy, którzy zwodzili ze ścieżek wędrowców i kupców, a następnie pożerali ich. O buziach dzieci wyrytych w pniach drzew, a także śladach ludzkich stóp prowadzących donikąd. Wszystkie własne bajania urzeczywistnił. Jednak wystarczyło jedno potknięcie.

Nie podchodź

Nie podchodź.
Dnia osiemnastego grudnia, dokładniej mówiąc w noc piątkową na świat przyszło brzydkie dziecko. Tak bynajmniej zdarzenia sprzed szesnastu wiosen opisują niestworzone historie pochodzące z jednej z wiosek Ćwiartki Północnej. Tak, chłopiec urodził się w górach Północnej Ćwiartki w jeden z zimniejszych miesięcy w ciągu roku. Podrzucony został na brukowany rynek, gdzie przemarznięta ziemia gościła go przez najbliższe kilka dni. Stanowiła najwygodniejsze posłanie, jakie mógł sobie wtedy wymarzyć. Przez mieszkańców został bezapelacyjnie na śmierć skazany, wszak żaden nie odważył się podejść do dziecka, które nie dość, że przypominało piekielny pomiot szatana, to i przez cały ten czas nie uroniło ani jednej łzy. Jakby te zamarzły jeszcze w jego szkarłatnych, dzikich ślepiach. Powiadano, iż to syn kobiety, która zaprzedała swoje ciało oraz duszę diabłu. Z tego związku wyszedł bękart, a rodzicielkę bogowie pokarali, skazując ją na śmierć. W rzeczywistości to jeden wielki stek bzdur. Maleństwo zostało porzucone przez swoją matkę. Była bowiem biedaczką, pozbawioną środków do życia, a także nadziei, po rzekomej śmierci małżonka. Jej niezwykle krucha psychika nie pozwoliła jej na wychowanie dziecka, które tak do szaleństwa przypominało jej ukochanego. Znaleziono ją w dole rzeki, martwą. Utopiła się. Pragnęła jednak, aby ktoś zajął się nieszczęsną istotką. Dlatego pozostawiła na szyi sieroty personalia na cienkim medaliku, który przez lata zdołał całkowicie zniknąć pod rdzą. Katsuko Tadashi. Mężczyzna ten nie pochodził stąd, ani nawet z gór. Urodził się w królewskiej stolicy, Dei, w ćwiartce zachodniej, a gdyby te informacje nie były wystarczające, kontakt z dworem królewskim posiadał niebanalny. Jednak to nie historia o mężnym Acarleańczyku, tylko o jego porzuconym dziecięciu. Wróćmy więc do opowieści z zimnego, opustoszałego rynku. Nie tylko z powodu czerwonych oczu chłopiec zamarzał na kamiennym bruku długimi dniami. Z nieznanych przyczyn lgnęło doń wszelkie robactwo, a dokładniej mówiąc to w odwłok i osiem odnóż wyposażone. Według tej historii, właśnie z powodu ciągłego mrozu jego serce "zamarzło". Syna Tadashiego Katsuko oraz Katherine Irvette po raz pierwszy na ręce wziął pewien człowiek. Człowiek o niezwykle zimnych, mocno niebieskich oczach, długich, kruczych włosach, a także zgryzocie, której nie potrafił dorównać żaden inny mieszkaniec Północnej Ćwiartki. Osobnik ten posiadał własną życiową mądrość oraz doświadczenie. Nie kierował się przesądami, a choć z chłodem odnosił się do każdego, ten jeden raz uczynił wyjątek i zaoferował dziecku ciepło. Nazywał się Agreal Niklaus. A w czasie wojny u jego boku walczył niejaki Katsuko, kapitan kawalerii. Dlatego też podjął się trudu, jakim okazało się wychowanie małego diabła.
Domostwo Niklausa mieściło się wysoko w górach. Chociaż nie zajmował się uprawą roli, a także porzucił wystawne życie, prowadził tryb całkowicie samowystarczalny. Do miast schodził rzadkością, a widok zamarzającego zawiniątka poruszył jego serce. Przygarnął bękarta bez wahania. I nie pożałował tej decyzji. Chłopca wychować przyszło bardzo łatwo. Kozie mleko oraz chleb wystarczyły, aby go wykarmić. Pomimo tak niezróżnicowanego odżywiania, rósł jak na drożdżach i zaraz pędził opiekunowi z pomocą, imając się wszelkich prac. Nie nadał mu imienia, gdyż uważał, iż to nie jego obowiązek, dlatego też zwracał się doń godnością ojca. Mężczyźnie nie przeszkadzało dziwne towarzystwo młodzika, jakie stanowiły ośmionogie paskudztwa, ani też fakt, iż nie mówił za wiele, pomimo usilnych prób nauczania języka i gramatyki. Był pociechą do czasu, kiedy skończył lat siedem. Z głębi lasów przyprowadzał coraz więcej tych niewielkich poczwar, bynajmniej większość z nich nie podchodziła pod przymiotnik "niewielkie". Chłopak zdegradowanemu generałowi przekazywał gestami oraz własnymi rysunkami niesamowite historie o potworach mieszkających w górach i nie tylko. O ludziach bez twarzy, którzy zwodzili ze ścieżek mieszkańców wioski, a następnie pożerali ich. O buziach dzieci wyrytych w pniach drzew, a także śladach ludzkich stóp prowadzących donikąd. A co najgorsze, pałał jakąś niezrozumiałą miłością do martwych stworzeń. Ze swych wypraw przynosił martwe myszy oraz ptaki, zaś martwych owadów, zwłaszcza pająków, nie wyrzucał, nie sprzątał, a gromadził na półce nad łóżkiem. Jak mawiał Agreal, posiadał niezwykle wybujałą wyobraźnię. Wszystkie jego wymysły traktował z przymrużeniem oka, z wyjątkiem jednego. Pewnego dnia bowiem młody Tadashi Katsuko przytargał ze sobą z lasu smocze jajo.