Evans Wright
Dom nr. 4 --- Klasa VI
Betha --- Ogień.
Gdy stopy po raz pierwszy tknęły obcego lądu, a płuca
odetchnęły od soli morskiej, gnębić poczęło go dziwne uczucie. Wpierw jakby
zwątpienia, może czegoś pod strach zaliczanego, które im dalej postępował
między ludzi, tym stawało się dziwniejsze i trudniejsze do wytrzymania, Chciał
zawrócić. Uczynił to nawet, gdyby łbem jego towarzysz nie pchnął go dalej.
Ciepłym oddechem zbudził na korku gęsią skórkę, dając do zrozumienia, aby
trwogę swą porzucił, tak jak porzucił dawnego siebie. Przypomniał o jego
obietnicy, że pozostawi wszystkie zmartwienia daleko za sobą. Wraz z rodzinny
kontynentem, wszelakimi zbędnymi wspomnieniami i powiązaniami. Stając na
rozdrożu założył, że napiszę swoja historię od nowa.
Na świat przyszedł
poza ziemiami Acarleii. W niewielkiej górzystej wiosce, w domu ubogim, jednak
szanowanym. W samotności wychowywała go matka, utrącając wsparcie swego męża z
dniem, gdy sam zginął w obronie miasta stołecznego. Pozostawiając jednak po
sobie legendę o woju wielkim w szkarłat przyodzianym, którą ambitnie matka
chciała odrodzić w postaci Evansa. Siły swe wszelkie pokładała posyłając
chłopaka od największego mędrca, do mędrca, rycerza, pana szlachetnego czy
sztukmistrza, którzy nauczyć mieli go szacunku do ostrza i sztuki wojennej.
Stworzyć personę idealną, przeznaczoną, aby postępowała za sztandarem niosąc za
sobą pożogę. Niechybnie z wiekiem cel ten stał się coraz bardziej możliwy do
spełnienia. Pewnego dnia matka utuliła go czulę, gdy w dłoni ściskała list
głoszący, że przyjęli go do prestiżowej wojskowej akademii.
Do szkoły jednak
uczęszczał niecały semestr, gdy rebelianckie wojsko postawiło sobie za cel mury
placówki. Pod pieczą nocy armia wkradła się do środka, rozpętując piekło. Do
stłumienia wyskoku zostali powołani wszyscy, niezależnie od wieku, czy poziomu
wyszkolenia. Niechybne zdarzenia dało szanse podaniu młodzieży sprawdzianu
wyławiający spośród nich tych najsilniejszych. Młody Wright najprawdopodobniej
zdałby go bez najmniejszego problemu, gdyby w grę nie wkradła się ciekawość,
która całkowicie zawładnęła jego sercem. Wraz z głową wrogą, poturlała się
także jego torba, z której wypadł kryształ. Tak bynajmniej wyglądał. Czarny
kamień, mieniący się ognieniem, jakby krople płynnej lawy ostały się na
zrogowaciałych wypustkach. Evans zauroczony jej pięknem nie zastanawiając się
nad pochodzeniem i przeznaczeniem rzeczy, postanowił zatrzymać ją dla siebie, Jednak,
jakie zdziwienie ogarnęło go, gdy niby stabilny kruszeć, pod jego dotykiem
począł pękać, a z wgłębień buchnął na niego ogień, który w błyskawicznym tempie
pokrył go całego, nie czyniąc jednakże mu żadnej krzywdy. Poczuł tylko
przeszywający ból u podbrzusza, a ich spojrzenia zetknęły się. Z tumanów
wyłoniła się niewielka gadzina, czarną noc przypominająca. Uśmiechnęła się
przyjaźnie. I to wtedy młody Wright pojął, że istotka należy do niego, a on do
niej.
Zawsze był cichym dzieckiem. Grzecznym, ułożonym, jednak
zamkniętym w sobie. Rzadko czas znajdywał, by pobyć w towarzystwie rówieśników
oddając się całkowicie treningom. Jednakże mimo wszystko nie oczekiwał
towarzystwa innych, niechęcią, a z wiekiem nawet nienawiścią darząc za
wszystkie wyzwiska i bluzgi rzucane pod jego imieniem. Był dziwnym dzieckiem.
Znaczy za takiego uchodził. Nigdy nie zaczynał rozmowy, wzrokiem uciekał, a na
wszelakie pytania odpowiadał krótko, lecz treściwie. Nie przejmował się opinią
innych, czynił tak jak uważał, a słowami potrafił nie raz zranić, będąc
szczerym do bólu.
Po latach nie wiele
się zmieniło. Może stał się bardziej otwarty, odpowie, dogada, jednak rzadko są
to uwagi pozytywne i pozbawione sarkazmu, czy ironii. Nie oznacz to jednak, że
od towarzystwa ucieka. Lubi poznawać nowe osoby, jednak przez wypaczenie
charakteru chłopaka, podane zostają zazwyczaj selekcji, z której niewielu
pozostaje. A ci, z którym mógłby przebywać, sami nie zdzierżą jego charakteru,
czemu i też zazwyczaj można go spotkać samotnie spacerującego po błoniach.
Nawet jego Khaos, zostawia go, uznając go za personę nudną i pozbawioną
ambicji.
Nie należy do osób
bujających w obłokach, rozwagą się wykazując. Rzadko zdarzy się, aby zrobi coś
głupiego. Wpierw przemyśli swe działania, rozplanowując je, jednak i tak nadal
będąc człowiekiem popełnia błędy, z których niekoniecznie chce być rozliczany.
Jest personą przepełnioną pychą, osobistym uwielbieniem, które z trudem hamuje,
jednak i tak stara się wyciągnąć z popełnianych błędów jakąś naukę. Mimo
wszystko i tak uważa się za osobę, dla której nie ma rzeczy niemożliwych do
zrobienia. Wystarczy tylko chwila, aby coś odległe stało się całkiem bliskie do
spełnienia.
Evans jest także osobą kreatywną. Potrafi z niczego
wyczarować coś użytecznego, lub ładnego. Jego wyobraźnia zdaje się nie mieć granic,
przez co chłopak, co rusz na coś nowego wpada. Jednak rzadko realizuje, nie
mając po prostu, z kim te rzeczy robić. I tak z nudy snuje się między regalami
biblioteki, albo katuje się na placu treningowym.
Zawsze matka z uśmiechem traktowała, gdy zmuszona była brodę
zadzierać, aby spojrzeć w oczy swego pierworodnego. Były praktycznie identyczne
jak jej. Jasne, stalą błyszczące, przez czerń długich rzęs otoczone. Idealnie
komponując się z bladym, delikatnym licem. W wspomnieniach delikatnie gładziła
jego długą grzywkę, którą ukochała, barwą przypominając jej o mężu. W
przeciwieństwie do Evansa, który z nienawiścią traktuje i z obrzydzeniem na nie
spogląda. Krew. Tak, bowiem wyglądają. Żadne wmawiane róże, nie ogień trawiący
suche trawy, nie czerwień bijący w sztandarze. Tylko najczystsza posoka
ściekająca po twarzy w postaci tych przeklętych włosów. Mimo tego i tak nie
wstanie ich ściąć. Nie potrafi chwycić ostrza, co rusz odrzucany przez gnębiące
go wyrzuty sumienia, pojawiające się po dzień dzisiejszy. Nawet po odrzuceniu
dawnych ja.
Jest personą wysoką,
mierzącą pod metr dziewięćdziesiąt. Dobrze zbudowaną dzięki latom treningu i
ciężkiej pracy w to włożonej. Nie bez przypadku, bowiem został przydzielony do
Bethy. Jednak ambicja rwie się coraz wyżej. Przystosowany został do
posługiwania się wszelakim rodzajem broni. Od kusz, halabard po jednoręczną
broń. I właśnie z takiej najczęściej korzysta, przywiązując się do rapiera
otrzymanego od jednego z nauczycieli. Nawet nie tyle, co złota oręż zyskała
miano Cienisty, jak wąż z szkarłatnym oczkiem, pnący się po koszu ochraniającym
dłoń. Oprócz Khaosa, to najprawdopodobniej druga istota chroniąca chłopaka, a
on z uśmiechem potwierdza to, czując jakaś mistykę bijącą w myśl, że przecież
bez czyjeś odgórnej pomocy nie wyszedłby z tylu potyczek bez szwanku.
A gdzie podział się
znak przynależności do Khaosa? Smok zostawił znak więzi na lewej stronie
podbrzusza w postaci czarnego Ouroborosa. Węża zjadającego się i odradzającego
się nieprzerwanie.
Imię zyskując nie bez przyczyny. Postępując niczym chaos,
gwałtownie wkradł się w tą grę, przewracając pionki, wprowadzając tym zamęt w
życie chłopaka. Przez niego zmuszony był uciekać, To on podpowiedział mu, co ma
czynić. On był tym, który nakazał mu opuścić rodzime strony, widząc w tym
działaniu jedyną szanse na odzyskanie normalnego życia. Nie raz udowodnił, że
manipulatorem jest wyśmienitym, a wieszczem jeszcze lepszym, snując to coraz
bardziej wymyślne, często zakłamane zapewnienia o ich przyszłości. To za jego
sprawą dołączyli do akademii, będąc świadom, że jeśli nie poprawią swoich
stosunków biedna będzie ich przyszłość. Owszem niechęcią do siebie palą, a
jeden drugiego boleśnie potrafi ganić. Nie winna to wcale przeszłości, jak
mogłoby się wydawać. Evans wybaczył, jak wcale obwiniać go nie zamierzał,
rzucając to raczej na kaprys losu. Po prostu ich charaktery nie potrafią
współgrać. Khaos uważa Evansa za personę nudną, która sens widzi tylko w
ganieniu go za jego wybryki, hamowaniu i bezsensownym zamartwianiu. Zaś chłopak
w swoim smoku widzi tylko rozszalałą, nierozważną istotę. Furią przepełnioną,
która złego słowa przyjąć nie potrafi, uprzednio nie popadając w gniew. I czemu
też jeden unika drugiego, a zobaczyć ich można częściej oddzielnie niż razem.
Jednak nie oznacz to też, że wiecznie prowadzą ze sobą tą głupią wojnę. Bywają
chwilę, gdy okazuje się, ze jednak potrafią normalnie rozmawiać, jak i nawet
współpracować. Niestety widok to rzadki jest.
Nie ma możliwości, by wziąć go smoka innego, niż tego z
gatunków tych ognistych. Pięcioletni gad, wyglądał nie tyle, coby został
zrodzony z ognia, a właśnie jakby dopiero przed chwilą wypełzł z akwenu lawy.
Czarne, zrogowaciałe łuski, w których wgłębieniach jarzy się, jakby płynny
ogień sprawiający, że zdawać mogłoby się by od smoka bił żar, chodź naprawdę
jest chłodny. I niemiły w dotyku przez sterczące we wszystkie strony twarde
łuski, a zwłaszcza te ciągnące się od głowy po grzbiecie, tworząc ostro zakończony
kaptur. Nie ma możliwości, aby Evans dosiadł go bez specjalnie robionego
siodła. Smok wyróżnia się także płomienistym spojrzeniem, z którego nie wyczyta
się nic dobrego i tym złośliwym uśmieszkiem, przy którym odkrywa rząd ostrych,
przypominających szpilki kłów.
Może się wydawać
ciężki, lekko nieporadny, jednak taki jest tylko, gdy dotyka ziemi. Wystarczy,
by rozwiną skrzydła, które wyglądają jak podpalane pióra, jednak twarde niczym
reszta łusek, by pokazał, kto rządzi w przestworzach. Oczywiście w jego dumnym
podejściu. A karmi się, to ciągle wyzywając innych na wyścigi, które wręcz
uwielbił. A oni złudzeni jego wyglądem zgadzają się na sparingi. No, bo kto by
powiedział, że ta baryłka kłów i pazurów, jest takim szatanem w przestworzach?
Hej. Nie zjedźcie mnie. ;w;
Przepraszam, nie potrafię pisać kp, ale jeśli nie odstraszyła Was ta dwójka, to serdecznie zapraszam. Jesteśmy chętni na wszystko, wystarczy tylko napisać. c:
GG: 31729171
e-mail: kopytko246@gmail.com
Kp, możliwie ulęgnie edycji.
Aiko chętna na notkę!! XD Ale ty już, o tym wiesz, bo jak KP tworzyłaś jeszcze to ci pisałam.
OdpowiedzUsuńAle witamy, witamy pana Wrighta i jego smoczysko :3 Oj nasze smoki domek rozniosą jak się o tempo latania pokłócą. Masakra będzie xD Ale Evans ma ciekawą historię! Bardzo przyjemnie się ją czytało C: tak samo fajnie się czytało jak całą Kartę.
Ale czo ty chcesz od tego KP no? Świetne jest i ty dobrze o tym wiesz. Twoje Karty zawsze mi sie podobają i kij *^* nie wmówisz mi, że brzydka. Nie nie nie. Kłamczysz mówiąc tak.
Kij że karta czeka. I tak, zjem cię. Posypię solą i zjem. Ty jak zawsze cos chcesz od swoich kart. Historia smutna, nie powiem. Ty masz talent. Koniec >…< A powiedz że nie, to.. To cie zjem >…<
OdpowiedzUsuńJuż, idę Cię zeżreć, ale w sumie to szkoda, że tu przeklinać nie można, bo bym CI puściła wiązankę ♥
OdpowiedzUsuńCzy było choć jedno kp na które nie narzekałaś? Weź siem, mamo. Evans jest przecież zajebisty, Nemi nie rozumie, o co chodzi Tobie i Twojej głowie. Oczywiście podczas czytania historii było wielkie "buuu" za to, jak go potraktowali i pomyśleli, że to on był sprawcą tego wszystkiego, no, ale... Wiem jedno, chcę notkę. Tak, z Evansem, nie z Tobą.
I dance witch fire ~~
OdpowiedzUsuńO północy dokładnie~~
Zignoruj to na górze, okey?
UsuńTak więc bedac bezpośrednią babą:
Laska rozbrajasz mnie! Ty! Ty nie umiesz pisać KP? Ty! Jak ja to czytałam to myślałam, ze jakiś poemat czytam! Dosłownie!
Na kalesony Merlina! To bylo tak płynnie powiązane, że przeczytałam kilkanaście razy i nadal czytać będę!
Boskie * świecą się oczy *
Jest takie powiedzenie: " Samotna dusza do samotnej się rwie". Wiesz kogo to cytat? Nie? To ci podpowiem - wizualnie stoi przed tobą gdy to czytasz. Już wiesz? Szybka jesteś!
Vivien po kilku dość nagłych wiązankach ciekawych epitetów - swoją drogą, czternastoletnia dziewucha i takie słowa* kręce głową* jak ja ją wychowałam, Slazarze!
Wracajac: po dość ciekawiej wymianie poglądów, skapitulowałam i pozwoliłam nacieszyć jej się wizją notek z Evansem - dobrze odmieniłam? Dlatego też, moja droga lasencjo - coraz bardziej podoba mi się to słowo - pytam się czy nie ze chciałabyś połączyć sił i wspólnie pokonać wroga zwanego zwanego... zwanego... zwanego... eee... Dobra nieważne jak ważne że jakiegoś. Poźniej wpadnę na nazwę tego wroga.
Krócej: Nie ze chciałabyś napisać wspólnej notki?
Jeśli tak, napisz na gg lub na poczcie.
Całusy, weny i ciasteczek z czekoladą
Sowa~
PS: gg: 5240819
Strasznie podoba mi się styl, którym piszesz, używasz bogatego słownictwa i wybijasz się poza schemat. A KP wygląda bardzo ładnie, świetnie, rzec nawet mogę. Moja nowicjuszowska twórczość raczej nie może się z tym równać, kiedyś może uda mi się was nadgonić. :x
UsuńTrzy razy tak, dobranoc. <3
Kartę Evansa czytałam już kilka razy i jest super. Masz genialny styl, zazdro. ;--;
OdpowiedzUsuńI jest piękna graficznie. Mega, mega mi się podoba. *w*