Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Kim jesteś i co robisz w moim domu?!

Wzniósł wzrok ku górze, ręką starając się chodź trochę zasłonić rażące promienie, letniego słońca. Chciał być w stanie dokładnie zobaczyć budynek, przed którym stali już od dłuższej chwili. Zadziwiające było, czemu ktokolwiek fatygował się, aby przeznaczyć aż tyle przestrzeni dla byle, jakiego ucznia. Ile materiałów i miejsca tylko na to zmarnowali. Jednak potem tylko uśmiechnął się z swej głupoty, wyczuwając ciepły oddech Khaosa na swych plecach. No tak. Nie dla jeźdźców takie luksusy, a właśnie dla ich towarzyszów.
- Czwórka.- ochryple zaobserwował Khaos, widząc migoczącą liczbę wybitą na zawieszce klucza.- W niektórych wierzeniach jest to liczba pechowa.
Czerwonowłosy odpowiedział mu uśmiechem. Chciał już go pogładzić po wystających łuskach nad okiem, jednak w końcu zrezygnował.- Możliwe, ale już chodź.- odwrócił wzrok, ruszając z miejsca, udając przekonać własnego siebie, aby w końcu przekroczyć próg mieszkania.
- Otwarte?- zaśmiał się gad, widząc zdziwienie na twarzy chłopaka, gdy klamka ustąpiła pod jego naciskiem bez uprzedniego odblokowania jej kluczem. Nie przejął się jednak, stwierdzając, że chyba tak powinno być. Wzruszył ramionami na uwagę towarzysza, wchodząc do środka. 

Jak co dzień po śniadaniu siedziała w salonie jej domku zajmując się sprawami, które jej smok uważał za głupie. Chodziło co racja o zwykłe czytanie książki, którą niedawno nabyła, ale Tetsuya jak zwykle za nic miał jej zainteresowania i wolał ją dręczyć uwagami, które wymyślał nad jej ramieniem, skąd to zerkał do lektury.
-Jego plan jest beznadziejny.-skwitował nagle, na co Aiko mogła tylko pomasować skronie powstrzymując sie, by mu w końcu nie przywalić.-Ale przy jego toku myślenia, chyba rzeczywiście nic lepszego nie wymyślą. Nawet ty byłabyś w stanie coś lepszego wymyślić.
-Co ty powiesz mordo..-mruknęła z udawanym zainteresowaniem i położyła książkę na stoliku.-Ale masz świadomość, że sam to czytasz, a mnie się czepiasz.
-Robię to, bo chcę ci to z głowy wybić. To jest nudne. Zrób coś ciekawszego.
-Taa.. Bo spanie jest bardziej interesujące-prychnęła i pstryknęła go w nos.
Rozciągnęła się na swoim ulubionym fotelu i obserwowała jak jej czarny smok wraca do legowiska i w końcu łaskawie przestaje się odzywać. Gdy tylko zamknął ślepia z powrotem chwyciła książkę i wróciła do czytania. Nie na długo, bo w tej samej chwili drzwi do środka się otworzyły. Miała niechcianego gościa.
Nie postąpił jednak dalej w pomieszczenie niż na krok, zszokowany dochodząc do wniosku, że pozostawione otwarte drzwi nie przypadkiem były. Tylko zamierzonym działaniem osoby, która ubiegłą go i teraz, jakby nigdy nic siedzi na jednym z fotelów ustawionych w olbrzymim holu, czy raczej salonie, o którym wspominało mu wcześniej, gdy przybył tu po raz pierwszy. Opisali dokładnie mieszkanie, jak i przedstawili teren instytucji, jednak zapomnieli wspomnieć o najistotniejszym. O potencjalnej osobie zajmującej drugi pokój.
- Co tu robisz?- zapytał po chwili ciszy, nie wiedząc zbytnio jak zareagować, czy zrobić. Wpatrywał się intensywnie w dziewczynę. A zwłaszcza jego uwagę przykuły jej nietypowe włosy w kolorze zbliżonym do wody w oceanie. Dopiero z czynności wyrwało go nagłe, nie za mocne uderzenie w barki, które pchnęło go trochę dalej.
- Czego dupy nie ruszysz?- warknął smok, niezadowolony, że ten blokuje mu wejście, jak i pogląd na wnętrze. Wsunął łeb, a za nim resztę cielska, gdy dopiero zorientował się w sytuacji, jakiej się znaleźli.- O! Dziołche mamy.- wyszczerzył kły w paskudnym uśmiechu, wcale nie zwracając uwagę na telepatyczne uwagi Evansa, aby się przymknął.

-Co ja tu robię? Mieszkam. Pytanie brzmi co wy dwaj tu robicie.-zmrużyła oczy, ale wyprostowała się w fotelu odkładając książkę na stolik.
Telepatycznie wysłała już ostrą pobudkę Tetsuyi. Miała nadzieję, że to nie są jego znajomi, których zaprosił, a potem o nich zapomniał. Smok już po samych komentarzach nie wydawał jej się zbyt kulturalny, a jego jeździec był dość.. zaszokowany tak samo jak ona. Nie zachowywali się także jak goście. Ani turyści.
-Woow. Gości mamy. Ty ich zaprosiłaś?-parsknął jej smok, gdy rozeznał się w sytuacji.
-To nie ty ich zaprosiłeś?!-niebieskowłosa zerwała się na nogi.
-Nie.-zaśmiał się.-Panowie może zabłądzili?

- O! Ma jaszczurkę ze sobą.- czarny gad wysunął z paszczy długi jęzor, wydając krótki skrzek, który miał być śmiechem, tuż przy uchu Evansa. Skrzywił się z bólu, jakiego doświadczyły jego uszy i odepchnął gwałtownie łeb Khaosa, posyłając mu ostre spojrzenie.
- Tak. A ja za to przyniosłem ropuchę.- warknął na niego, po chwili jednak skupiając się na rzeczach bardziej istotnych niż niewyparzony jęzor smoka.- Bynajmniej.- odpowiedział na pytanie, zapewne towarzysza niebieskowłosej, unosząc dłoń tak, aby dwójka potencjalnych intruzów mogła dokładnie zobaczyć zwisający klucz i wygrawerowaną czwórkę.- Chyba też tu mieszkamy.
-No to są chyba jakieś żarty. Tetsu przypomnij mi, by na jutrzejszą listę rzeczy do zrobienia dodać "Odwiedź dyrka".-opadła zrezygnowana na fotel wpatrując się w klucz trzymany przez czerwonowłosego.
Nie chciała mieć współlokatorów. Jej smok był wystarczającym niszczycielem spokoju. Nowoprzybyła gadzina wydawała się być w tym jeszcze lepsza. Na jej nerwy samo myślenie o tym było straszne.
-Ten rok nie będzie łatwy. Następny pewnie też.-zamknęła oczy i po raz kolejny pomasowała skronie.
-Aiko kultury! Przywitaj się, a nie śpisz.-zganił ją jej smok.
-Zamknij się smarku myślę!-rzuciła w niego poduszką, a ten się zaśmiał.-Przedstawiać się chyba nie muszę, bo ta gadzina zrobiła to za mnie, ale.. Jestem Aiko. Widać będziemy musieli dzielić ten budynek i go przy tym nie rozwalić. Patrząc na twojego smoka i mojego będzie to trudne do osiągnięcia.

- Chodź gadzie, idziemy do dyrektora.- obwieścił czerwonowłosy po wysłuchaniu wywodu. Dzielić? Co to niby oznacza? Nie zamierzał się z nikim dzielić, ani znosić obecności kogokolwiek. Z trudem wytrzymuje z Khaosem. Dodatkowe towarzystwo jest w tym momencie zbędne. Chciał już wyjść i uczynić to, co powiedział, gdyby na przeszkodzie nie stanął mu jego smok. Po raz kolejny pchnął go, jednak tym razem Evans nie utrzymał się na nogach i runął na posadzkę.
Czarny uśmiechnął się tylko złośliwie w odwecie na bluzgi rzucane telepatycznie przez chłopaka. Uniósł łeb w stronę dziewczyny, zbliżając się trochę do nich, przechodząc przy tym nad chłopakiem. Nie powstrzymał się oczywiście, aby nie zdzielić go przy okazji ogonem po łbie.- Dziękuje za słowa uznania. Z całą pewnością wprowadzę tu trochę zbawiennego chaosu.- uśmiechnął się, delikatnie łbem kłaniając się.- Nazywam Khaos, a ten tu… No weź Evciu. Przedstaw się. Tak jak cię uczyłem.
- Zamknij się. I nie nazywaj mnie tak.- syknął chłopak, dźwigając się na jego ogonie. Pchnął go lekko, czując, że jego głupi uśmieszek, jak i zachowanie zaczyna go denerwować.- Nazywam się Evans.- odparł jednak w końcu.

-Bez chaosu proszę, bo tego nie zdzierżę.-jęknęła.-Tetsu wystarczająco mi go przynosi.
-Bez przesady! Wiem, że masz dziś zły humor, ale nie udawaj, że cały czas się tak zachowujesz!-smok wybył ze swojego legowiska wypchanego wszystkimi poduszkami jakimi Aiko kiedykolwiek w niego rzuciła i stanął tuż za fotelem uważnie lustrując czarną gadzinę stojącą naprzeciw.
-Z tobą jeden dzień to wieczność.. -uniosła rękę do góry i jak przewidziała trafiła w pysk Tetsuyi.- Przepraszam za niego. Bycie upierdliwym smarkiem jest u niego na początku dziennym.-wstała i dygnęła jak niegdyś uczyły ją niańki.-Miło poznać.
Pamiętała, że taka kultura to głównie na balach obowiązuje, ale tak jej tego wyuczyli, że nawet na co dzień w ten sposób kończyła zawieranie początkowych znajomości. Każdego to dziwiło zwłaszcza, gdy jeszcze wykonywała to ubrana w spodnie i jakąś bluzę lub bluzkę, ale ona miała ich zdanie gdzieś. Nigdy nie zapomniała nauk z dzieciństwa i stały się jej nawykiem. Nawet jeśli tego nie chciała.

Lekko zmieszany tym gestem, sam poczuł pragnienie by się ukłonić, wstydem gnębiony, w jaki sposób się przedstawił, jednak w końcu tego nie uczynił. Wzrok płochliwie odrzucił spoglądają w głąb mieszkania, na schody prowadzące na piętro.
- Chyba możemy tu zostać na noc.- mruknął po chwili.- Później się to wyjaśni. No ten, z tym mieszkaniem i tak dalej.- dodał, podchodząc do Khaosa. Smok lekko się wzdrygnął, gdy upuścił mu ciężaru uwiązanego na jego siodle, w postaci niewielkiego pakunku. Nie przywiózł za wiele, gdyż zawsze niewiele posiadał. Wolał otaczać się rzeczami najpotrzebniejszym i to w możliwie małej liczbie. Reszta bagapżu należała do Khaosa, a wypełniały go najróżniejsze graty i błyskotki, jako że smok ma charakter najpaskudniejszej sroki. Czemu też i sam musiał to nosić.
- No ten…- zająknął się czerwonowłosy, z bagażem na rękach i płochliwym spojrzeniem.
- Mogłabyś pokazać, gdzie możemy rzucić nasze graty?- usłużnie dopowiedział smok za Evansa, spoglądając na niego z kpiącym uśmieszkiem.- Na pewno zdążyliście już wybrać leża.
-Mieszkamy tu dwa lata, więc wybraliśmy już dość dawno.-mruknęła uważnie przyglądając się bagażowi Evansa.-Na górze wolny jest pokój po prawej. Tutaj legowisko po lewej.
-Ja tam czasem korzystałem i z tego drugiego.. Ale moje jest wygodniejsze.-mruknął jej smok.
-To dlatego, że wypchałeś go dodatkowymi poduszkami idioto.-prychnęła dziewczyna.-Graty możecie rzucać gdzie chcecie, byleby nie leżały dłużej niż jeden dzień w salonie.
Z jej punktu wiedzenia nie zabrzmiało to jak groźba. Raczej mini ostrzeżenie. Sama choć zawsze miała dużo rzeczy zawsze miała je idealnie poukładane i każdy miał jedno konkretne miejsce, w którym mógł leżeć. Z wyjątkiem tego co oddawała Tetsu. Nawet jakby się starała nie ogarnęłaby tego co on potrafi zrobić w pięć minut. Słowo bałagan nie wystarczyło na jego umiejętności.
-Umiecie uszanować przestrzeń osobistą?-spytała głupio, choć pewne było, że zapewne tak. 

- Tylko, jeśli odpowiednio uszanowana jest nasza.- odparł, przybierając grymas, który teoretycznie miał być uśmiechem. Zarzucił torbę na ramie i ruszył w stronę pokoju, który teoretycznie miał zając.
- Spokojnie. Z cała pewnością nawet nie odczujecie naszej obecności.- dodał Khaos, wymijając dziewczynę, chcąc dojść do dostępnego legowiska. Po jego minie można było wnioskować, że pierwsze wrażenie leże robi nie najlepsze, ale i tak postanowił z niego skorzystać. Zębami i pazurami odpiął klamry opinające go, tym sprawiając, że ciężkie i grube siodło, bo inne nie zdawało próby przy ostrych łuskach smoka, runęło na ziemie, robiąc przy tym sporo huku.
- Mam nadzieje Evciu, że łóżko masz wygodne.- zawołał złośliwie na chłopaka, na co ten, jednak w myślach, kazał mu się zamknąć i wstrzymać się przed jakiekolwiek próbami przekroczenia progu, części przeznaczonej dla jeźdźców.
Smok tylko uśmiechnął się, językiem machając, jak kąśliwa żmija.
-Nie naruszy waszej przestrzeni o ile jej fotela nie tkniecie!-parsknął głośno czarno smok ze swojego leża, a Aiko niczym burza przecięła salon tylko po to, by zdzielić go po łbie.
-A ty już się nie odzywaj i śpij.-warknęła.-Widać tylko my nie mieliśmy szczęścia ze smokami jak na razie. Chyba nikt nie mógłby się pochwalić tak upierdliwymi gadzinami jako przyjaciółmi. Można by jakiś klub normalnie założyć.
Po samych zdaniach Khaosa mogła z łatwością stwierdzić, że jest to typ komentatora z reguły nieco wrednego. Ha. Czyli jednak nie trafiła najgorzej. Do dziś wydawało jej się, że najgorsze są lenie z często pokazującą się przynajmniej raz dziennie opryskliwością. Teraz cieszyła się, że jej smok nie jest jeszcze bardziej drażliwy.

Stojąc na schodku w połowie drogi między górą i dołem, przystaną, przez chwilę zastanawiając się nad czymś, a gdy już widocznie doszedł do tego, co w umyśle szukał, uśmiechnął się lekko.- Tak.- odparł na trafną obserwacje dziewczyny.- Rzeczywiście chyba tak jest. Nie jesteśmy tu długo, zaledwie parę godzin, ale rzeczywiście tak właśnie może być. Przynajmniej, no nie będzie nudno.
Khaos prychnął, pysk w jakiś dziwny sposób wykrzywiając widocznie za wszelką cenne starając się nie palną w tym momencie śmiechem. Nie kpił z stwierdzenia Evansa, skądże. Po prostu to, co chłopak przed chwilą powiedział, było chyba najdłuższym jego dialogiem, od dawna.
Chłopak pokręcił głową, znów przybierając ten niemiły wyraz twarzy. Po czym wspiął się po schodach.



~~*~~ 
Aiko&Evans 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Pierwsze spotkanie i muzyka ciemności.

  Wysoka blondynka właśnie szła w stronę lasu. Wielkie smoczysko towarzyszyło jej, pilnując aby nikt jej nie skrzywdził. Na swoim grzbiecie, oprócz siodła niosło dwa, srebrne miecze. Dziewczyna trzymała w ręce torebkę, w  której miała kilka przyborów do rysowania. Po przekroczeniu granicy lasu a Akademii, przyśpieszyła kroku, pozwalając oczom przybrać normalny kolor. Czarny. Piękna czerń. Jeden z mieczy miał lekkawą barwę czerwieni, a drugi.. Był natomiast lekko kolorowy. Marzenia oraz wspomnienia. Tak nazwała dwójkę mieczy. Nazwała je tak z powodu jej wspomnień. Krwawy miecz nazywał się wspomnienia, a drugi marzenia. Dziwne. Bardzo. Powoli szła głębiej w las. Chciała spokoju. Ciszy. Długą ciszę przerwał ryk jej smoka, który zrzucił jeden z miecz . Chwyciła miecz który leżał na ziemi. Stanęła za drzewem, oddychając jak najciszej. Jej smok zmienił swój wzrost do wiewiórki, wlatując na ramię Neii. Smok zawarczał groźnie, dając do zrozumienia wrogowi co go czeka, jeżeli tylko uderzy Neii. Spojrzała na smoka, który posłał jej przyjazne spojrzenie. Mimo tego, co się mogło wydawać, oni byli zgraną parą. Ona używała miecza, a on gryzł ile wlezie. Taka zgrana paczka.
Uwielbiała ten powiew wiatru we włosach. Ekscytację, gdy siedziała na smoczym grzbiecie, gdy pod łuskami odczuwała poruszające się mięśnie. Adrenalinę, gdy pokonywała swój lęk wysokości, będąc setki, może tysiące metrów nad ziemią. Nie liczy tego, bo po co? Chłód nie był przeszkodą, wręcz przeciwnie. Choć mroził jej kończyny, był przyjemny. Hardo trzymała grube "igły" na grzbiecie Argaliela, by go nie puścić, gdy spiął mięśnie, zablokował skrzydła i wykręcił lot ku ziemi, nurkując z impetem ku sporawej polanie w głębi lasu. W ostatniej chwili, tuż-tuż nad ziemią rozłożył skrzydła. Napełnione powietrzem membrany wstrzymały raptownie jego lot. Wylądował bezdźwięcznie na glebie. Dziewczyna już, już miała zejść, gdy do ich uszu dotarł ryk. Niedaleko. Stfu, tuż obok! Objęła ciasno nogami grzbiet Argaliela, zapierając się stopami o jego skrzydła, równocześnie sprawnie wyciągając zza pleców łuk i strzałę. Nałożyła ją, napięła cięciwę. W tym samym czasie smok ponownie podbił do góry i poszybował nad knieją. Po chwili zatrzymał się, lądując gwałtownie na glebie ze szponami wbitymi w podłoże. Spojrzała tam, gdzie i on patrzył. Dziewczyna. Nieznajoma. Trzymała nadal łuk w pogotowiu.
Wyszła zza drzewa,  chwytając w rękę miecz leżący na ziemi. Smok zeskoczył z jej ramienia, stając się wielką, czarną bestią. Spojrzał na Neii, a potem na jeden z mieczy. Chwycił w szpony jeden z jej mieczy, a dziewczyna go puściła. Weszła na niego, zapominając już o siodle, które i tak nie było jej potrzebne. Po co komu siodło, skoro można i bez niego latać? Przytuliła się do smoka, a on wzniósł się w górę, krążąc nad lasem. Jego wzrok przykuł.. smok. Widać nie są sami. Postanowił nie mówić o tym swojej pani. Chciał, aby mogła odpocząć. Co jak co, ale jej nie dało się uspokoić. Ona ciągle ćwiczyła. Chciała mieć najlepsze oceny, więc się uczyła. Nie miała nawet chwili wytchnienia. Tylko nauka. Głupia. Smok poczuł, jak dziewczyna drapie go po głowie, wskazując mieczem gdzie mają lądować. Pech chciał, że miejsce, gdzie on chciała wylądować, było już "zasiedlone". Dziewczyna i smok. Strzały? Łuk? Prawdopodonie. Smok niechętnie wylądował ciałkiem blisko przybyszów. Ryknął, zrzucając blondynkę ze swojego cielska. Dziewczyna tylko rzuciła coś smokowi o tym, że powinien nauczyć się lądować. Wstała. Dopiero po dłuższej chwili, zdała sobie sprawę że nie jest sama. Jej oczy zmieniły kolor na niebieski, a smok się zmiejszył do rozmiarów małej wiewiórki. Ponownie. Jeden z mieczy leżał na ziemi, drugi trzymała dziewczyna, a siodło zostało gdzieś.. Daleko. Spojrzała w stronę "przybyszów". Jak to ona ich nazwała. Smok również spojrzał w tą samą stronę co ona. Ryknął, tylko że tym razem ciszej.
Argaliel rozwarł szczęki, ale jego głos usłyszeć mógł tylko smoczy towarzysz dziewczyny. Długie zwodzenie, które uciskało uszy, ogłuszało drugą stronę. Białowłosa nie poruszyła się przez ten czas ani o milimetr. Wpatrywała się w ów parę jednym okiem, mając strzałę wycelowaną w dziewczynę. Zaatakuje, jeśli oni to zrobią. Ale mijały długie sekundy, zaczęły minuty. Nie mogli tak czekać. Jej ręce zaczną zaraz drętwieć i chybi w razie ataku. Rozmowa. Tak, może dowie się przynajmniej skąd są. W końcu nie powinna niczego się obawiać, jeżeli jest to inna uczennica Akademii. Musi mieć to na uwadze.
─ Mogę wiedzieć... ─ Zaczęła, chociaż nie otworzyła nawet ust. Jej głos rozbrzmiał w głowach całego zgromadzenia, które zebrało się w tym miejscu. ─ ...kim jesteście? ─ Dokończyła swoje pytanie. Argaliel zwinął do połowy swoje skrzydła i zniżył łepetynę do poziomu swoich łopatek. Oboje czujnie obserwowali drugą parę jeźdźców, niczym wygłodniały wilk swoją ofiarę. Smok prychnął cicho, a gleba lekko zawibrowała, gdy napiął mięśnie. Nie ufał im. Ale on nigdy nikomu nie ufał. Tylko Sinithe. To jego oczko w głowie.
Głos w głowie.. Spojrzała na smoczego towarzysza, a on nerwowo pokręcił głową. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dziewczyna jest niemową. Ale jakim cudem kontaktowała się za pomocą myśli? Magia? Ćwiczenia? Myślenie na bok. Myślenie na bok... Otworzyła lekko usta, spoglądając na swego smoka. Po chwili spojrzała na dziewczynę, lekko się cofając. Nadal była gotowa aby odeprzeć atak. A jej smok? Widać miał gdzieś zasadę " Zakaz straszenia ludzi" i zeskoczył z jej ramienia, wracając do normalnych rozmiarów. 
- Neii Shadow.. A to mój smok.. Shadow. - Mruknęła, spoglądając na smoka, który nerwowo spoglądał na nieznajomych. Oczy przybrały kolor czystej czerni. Tylko to nie była jej wina. Ani jej smoka. One same z siebie zmieniły kolor. " Cholera.. " Przeklnęła w myślach, próbując ukryć dziwny kolor oczu. Smok chwycił w swoje zębiska drugi miecz, który leżał na ziemi, aby w razie czego zaatakować. 
- Shadow, zostaw go.. - Spojrzała na smoka. Mruknęła tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. Smok jednak pokręcił nerwowo głową.
Argaliel poruszył się, znów napiął mięśnie, po czym zamarł w miejscu. Gotował się do ewentualnego ataku. Jego szczęki pozostawały delikatnie rozwarte, w gotowości do ogłuszenia drugiego smoka. Neonowe znaki na ich ciałach niewyraźnie zamigotały. Dziewczyna jednak utrzymywała spokój i pokerową twarz. Starała się jak mogła.
─ Opuść broń, jeśli możesz. ─ Odezwał się kolejny głos, tym razem nie delikatny, cichy Sinithe, a dźwięczny, głęboki Argaliela, który wydobył z siebie głuchy pomruk. Ostrzegawczy pomruk. ─ Jeśli złożysz broń, my także to zrobimy. Udowodnijcie tym, że nie jesteście wrogami. ─ Dodał, mrużąc swoje ślepia.
─ Nie chcę z wami walczyć... ─ Odezwała się cichutko białowłosa, choć ta pełna skupienia mimika twarzy tak bardzo nie pasowała do tego uroczego głosiku. ─ Ja jestem Sinithe Leara... a to jest Argaliel.
Dziewczyna powoli odłożyła miecz na ziemię, nadal skupiając wzrok na smoku dziewczyny. Spojrzała nerwowo na swojego towarzysza. On jednak nie chciał zostawić broni. 
- Shadow.. - Mruknęła nieco głośniej, spoglądajac na smoka. On tylko ryknął na nią. Ona również nie chciała walczyć. Westchnęła cicho, a jej oczy zostałe spowite w jadowitą czerwień. Przeważnie to na niego działało. Ale czy teraz zadziała? Spojrzała na smoka, lekko mrużąc oczy. Smok się cofnął, ale nadal nie odłożył broni. " Uparty jesteś." Spojrzał nerwowo na Neii, a potem na drugiego smoka. " Shadow. Mówiłam coś do ciebie" Nic. Oczy przybrały barwę zieleni, a dziewczyna chwyciła miecz leżący na ziemi i położyła miecz przy smoku. On nic. Tylko stał, nadal trzymając w zębach miecz. 
- Nigdy taki nie byłeś. - Mruknęła. 
─ Życzysz sobie walki? ─ Powietrze zawibrowało wokół nich, gdy ponownie wydobył z siebie cichy odgłos zawodzenia. Zmarszczył nos, zniżając swój kadłub. Chciał skoczyć. Miał skoczyć. Musiał bronić Sinithe, to jego wieczysty obowiązek. Nie mógł pozwolić, by włos z jej uroczej główki spadł. Ale zabroniła mu, a raczej ostudziła jego zapał, gdy wzory na zarówno jej, jak i ciele jej towarwzysza rozjarzyły się na niebiesko. Zaraz potem "krzyknęła", a "krzyk" ten był przeraźliwie wysokim dźwiękiem, którego użyła poprzez Argaliela. Ptaki odleciały z drzew, całą chmarą wbijając się w powietrze, zwierzęta poumykały z zarośli. Czyn ten miał za zadanie zbić z tropu gotowe, by skoczyć sobie do gardeł smoki. Nie chciała walki. Ogłuszyła wszystkich. Poczuła, jak jej przyjaciel traci na moment równowagę, a jego wrażliwe uszy cierpią. Jej wrzask nie trwał długo, ale wystarczająco, by móc ogłuszyć cała trójkę. Ona także ucierpiała. Wszystko ucichło, gdy zamknęła usta. Opuściła łuk, strzałę. ─ Nie. Chcę. Walczyć. ─ Powtórzyła dobitnie w ich głowach, gdy doszła do siebie.
Dopiero po chwili doszło do niej, co się dzieje. Oczy ponownie zajarzyły soczystą czerwienią, a dziewczyna spuściłą głowę. 
- Ja walki wcale nie chcę. To ten dureń trzyma miecz. Nie ja. Ale widać, nikt tutaj mnie nie słucha. Ani ten dureń, ani nikt inny! - Krzyknęła. Po chwili ciemność spowiła wszystkich, tylko nie ją. Shadow, Sinithe.. Argaliel.. Tylko ona teraz widziała. Zaśmiała się cichutko, chwyciła jeden z mieczy i odszedła na pewną odległość. Mogła zaatakować w każdej chwili. Jednak ona stała, szykując się w razie czego na atak. Jej ciche kroki robrzemiały w głowach smoków, myląc je. Wydawało się, że ona ucieka. A jaka była prawda? ona powoli oddalała się, trzymają trójkę nadal w niepewności. Taka ona była. 
Przymknęła oczy, chowając po omacku łuk i strzałę. Argaliel poruszył się, zdezorientowany. Znów. Przywarł do gleby całym cielskiem, wydając z siebie głuche wycie. Ona też niezbyt wiedziała, co się dzieje. Ale postanowiła zdać się na instynkt. Poza tym... zaufała dziewczynie. Ufała, że nie zaatakuje, a jeżeli nawet to zrobi, będą się bronić. Jakkolwiek, ale będą. Też nie są tacy bezbronni. Wymyśliłabym coś, aby ocalić sytuację.
─ Neii-chan. ─ Odezwała się cicho w jej głowie. Po omacku odnalazła łeb Argaliela i poklepała go po nim, aby ukoić jego nerwy. ─ Naprawdę nie chcę walczyć.
-- Też nie chcę walczyć, ale co mam poradzić, skoro nawet własny smok mnie nie słucha.. Nie moja wina, że on nie chce odłożyć miecza. Moja wina? - Mruknęła. [ Neii-chan <3 <3 ] Zmieniła plany. Zaczęła jednak iść w kierunku trójki. Jednakże, nadal zostawiła czar. Tak w razie czego. Jej nauki cichego chodzenia opłaciły się. Znowu użyła czaru. Tym razem, cichutkie szepty. Jej szepty. Jest to nawet dobry czar, jeżeli ktoś chce się uchronić przed magią. Stary czar jej prababki. 
-- Co jak co, ale ja tak łatwo się nie dam! - Zachichotała, a jej szczęśliwy chichot [ haha, szczęśliwy.. ^__^ ] rozglezł się w uszach trójki. Nie był to czar, jak szepty, które zagościły w głowach trójki, ale tak po prostu.. Co jak co, ale ona jest śmieszkiem.. Czasem. A teraz to miała powód do śmiechu. Po chwili stała już obok swego smoka, nadal się nie ujawniając.
Ręce opadły jej bezradnie. Co mogła zrobić? Jej atutem był słuch, który zazwyczaj niezawodny, tym razem dał ciała. Czuła, jak Argaliel porusza się nieswojo w ciemności. Wiedziała, że usiłuje użyć mocy, ale ich wzory nie zajarzyły się i nie rozproszyły tego mroku. Odezwała się do niego, tylko i wyłącznie do niego w głowie. Był zdezorientowany i nie miał pojęcia co robić. Przypomniała mu, że jest smokiem, wielką bestią, inteligentniejszą od niej samej. Powolnym, ostrożnym ruchem smok uniósł swój tułów z ziemi, przycisnął skrzydła do boków. Dziewczyna złapała się go mocno, a ten uniósł przednie łapska i mocno uderzył nimi o glebę, aż rozległ się huk. Wbił szpony i zaparł się o glebę. Ziemia zaczęła się trząść. Z początku były to tylko lekkie wibracje, ale po kilku sekundach były na tyle silne, aby zwalić ich smoczego "przeciwnika" z łap. A zwłaszcza dziewczynę, którą chciał rozproszyć.
Upadła z wielkim hukiem, nadal utrzymując czar. Jednakże, jej magia stawała się coraz to słabsza. Ona również. Jednak nie chciała się poddać. Za wszelką cenę podtrzymywała swoją magię, wysysając magię z kwiatów. [ Ma[f]gia wszędzie. ] Wiedziała, że za długie używanie czarów może w jej przypadku doprowadzić do omdlenia i nie tylko. Westchnęła cicho, kiedy jeden z jej czarów przestał działać. Szepty. Ona jednak się nie poddawała, i ponownie użyła tego czaru. Kwiaty, które rosły obok niej, stały się czarne, a jej smok zaczynał wariować. "Ciemność.. Iluzje.. Magia.. Tylko dlaczego to tak wiele kosztuje?" Wstała, ledwo się trzymając. Oparła się o drzewo, nadal utrzymywając czary.
- Tylko co ja mam zrobić? - Zapytała sama siebie, myśląc co mogła by zrobić. Oślepić? Tak jakby oślepiła. Doprowadzić do szaleństwa? Tak robiła tylko z wrogami. Zmyć się z stąd? Dobry pomysł. Tylko czy się uda? Nie wiadomo. Dziewczyna mogła zaraz omdleć, zdejmując czar i się ujawniając. A tego by nie chciała. Oj bardzo. Raz grozi.. w tym przypadku śmierć. Albo pogryzienie. Ogłuszenie. Krwotok z uszu. Cokolwiek! Chwyciła miecz[e] i zaczęła się oddalać. Powoli, aby jej czary jeszcze się utrzymały. Po chwili rozległ się huk, kiedy to blondynka runęła na ziemię, wypuszczając z rąk miecz[e]. Jej czary przestały działać, a ona zasnęła w objęciach morfeusza.
Otworzyła oczy, gdy tylko dostrzegła przebłysk światła pod powiekami, a Argaliel wydobył z siebie swój charakterystyczny jęk. Zrobił to z powodu ulgi, która go ogarnęła. Oboje rozejrzeli się wokół, przyzwyczajając swoje oczy ponownie do jasności. Rzecz jasna, Argaliel przerwał raptownie trzęsienie, gdy odzyskał możliwość widzenia.
─ Och... ─ Odezwała się w głowach reszty towarzystwa, gdy spostrzegła postać leżącą na glebie. Ześlizgnęła się ze smoczego grzbietu i pędem pobiegła ku nieprzytomnej dziewczynie. Opadł na kolana obok. Nie wiedziała co robić, pierwszy raz w życiu uczestniczyła w przypadku czyjegoś omdlenia. Nienawidziła interweniować w takie rzeczy. Zaczęła nią ostrożnie potrząsać. ─ H-hej... hej...
A ona? Nic. Nadal leżała nieprzytomna, próbując się wybudzić. Jej smok natomiast, zmiejszył się i poszedł do swojej pani, mając nadzieję że się wybudzi. I nic. Nadal śpi. W tym samym czasie, walczyła ona o wybudzenie się. Co jak co, ale po raz pierwszy musiała coś zrobić, aby się obudzić. I co? Nic. Nadal nic. 
-Cholera! - Krzyknęła w swojej głowie, uderzając się w głowę. Nadal nic. 
- No dobra. Myśl racjonalnie... - Mruknęła. Nadal leżała, walcząc o wybudzenie. Wiadomo, wybudziła by się, ale.. Kto by chciał czekać kilka godzin na jej wstanie, co?
Ona chciałaby czekać. Nawet jeżeli nie wiedziała co począć, jak pomóc, ba, nie wiedziała, co właśnie się dzieje, nie jest w stanie opuścić kogoś, kto jest w potrzebie. Choćby miała czekać godzinami, będzie czekać. Choć Argaliel już wyraźnie nie był zadowolony z faktu, że ona pognała do dziewczyny, zamiast odejść czym prędzej. Ale on dbał tylko o nią. Poprzysięgła sobie, że musi znaleźć sobie przyjaciół. Oboje muszą. Ale nie wytrzyma, jeżeli będzie w takim stopniu nadopiekuńczy.
─ N...Neii-chan ─ Wymamrotała cichutko w jej głowie. Co robić? Klepnęła ją parę razy w policzek. ─ O-obudź się.
[ Uaaaaa <3 Sinithe jest taaaaaaka faaaajna <3 ]
Ona spała nadal.. Ale była chyba bliska rozwiązania.
- Spokój. Jak będziesz spokojna na pewno się obudzisz..
Spokój. I co? Nadal się nie obudziła. Spała jak zabita. Chociaż.. Powoli odzyskiwała świadomość, przytomność. Ale powoli. Bardzo powoli.
"Shadow.. Weź mnie ugryź." Mruknęła w głowie swego smoka. Smok prawdopodobnie pokręcił nerwowo głową, gdyż tego nie zrobił. Potrzebowała czegoś, co by ją zmusiło do gwałtownej reakcji. A na jej smoka liczyć nie można.. Jak widać.
─ Odpuść, chodźmy stąd. Nie chcę problemów. Nie chcę, żeby przypadkiem coś Ci się stało. ─ Usłyszała w swojej głowie poirytowany głos smoka. Spojrzała na Argaliela kątem oka. Wpatrywał się w nią zawzięcie, koniuszkiem ogona sygnalizował jej, że chce się czym prędzej ulotnić. Ale ona pokręciła głową i przeniosła spojrzenie z powrotem na blondynkę. Potrząsnęła nią mocniej, trzymając kurczowo za ramiona. Usłyszała głębokie westchnięcie w głowie, a Argaliel podszedł bliżej. W końcu spoliczkowała dziewczynę, chociaż nie wiązała z tym większych nadziei.
Otworzyła powoli oczy, roglądając się. Spoliczkowanie jej.. Przeważnie działało. Wstała, spoglądając na dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuje - Mruknęła cicho, podnosząc smoka. Dziewczyna widać, musiała się obawiać o Neii. Może i jej uśmiech był mały, ale szczery. Szczere uśmiechy u niej to jest rzadkość. Niestety..
Zamrugała oczyma, szczerze zdumiona. Naprawdę nie spodziewała się, że to coś da. Raczej była gotowa przeklinać się za to, że kogoś uderzyła. Co z tego, że jeszcze niedawno celowała w tę dziewczynę strzałą!
─ Och..! ─ Wykrzyknęła w jej głowie, a na jej twarzy pojawił się zarys uśmiechu oraz cień ulgi. ─ Wszystko w porządku...? ─ Spytała, przyglądając się jej, wciąż niepewnie. Mogła coś sobie zrobić, choćby upadając.
- Wszystko jest w porządku. - Powiedziała krótko. Spojrzała na jej smoka, który wyraźnie się niecierpliwił.
- Czy ktoś przypadkiem na ciebie nie czeka? - Zachichotała. 
─ Ach... no tak. ─ Spojrzała w stronę Argaliela, który ucieszony faktem, że nie musiał długo czekać, chciał czym prędzej się ulotnić. Dawał na to wyraźne sygnały, choć nie odezwał się ani słowem.
─ Tak... faktycznie. Skoro wszystko dobrze, to chyba się zbiorę. Przepraszam za naszą początkową reakcję. Zdenerwowaliśmy was "trochę"...
- Trochę? Raczej troszkę. Na serio nie chcesz wiedzieć, co mogę zrobić - Zaśmiała się.
- No nic. Do zobaczenia! I następnym razem proszę bez strzał. - Uśmiechnęła się. Jej smok stał się normalnych rozmiarów. Chwyciła miecze i odleciała.. Daleko.
~---~
Na życzenie. Dodałam kolorki.. Tak.

We just don't know the title

 Jej brat jak zwykle gdzieś się spieszył. Gdy siedziała przy stole i strugała bezkształtną figurkę z drewna, niemal przemknął obok niej jak burza, czochrając ją jedynie przelotnie po głowie. Jego blond czupryna szybko zniknęła za wejściowymi drzwiami.
- Mamo - dziewczynka zwróciła się do kobiety gotującą zupę w dużym kotle - Gdzie poszedł Rupert? Ostatnio w ogóle nie spędza z nami czasu...
 Miał piętnaście lat, prawie dwa metry wzrostu i dzikie, zielone oczy. Zawsze był dla niej najmilszy z całego jej rodzeństwa, bo był podobno dojrzalszy. Zresztą, chłopcy w jego wieku mieli inne sprawy na głowie niż nękanie swoich dziesięcioletnich sióstr. A przynajmniej tak mówiła jej matka.
- Poszedł się uczyć, skarbie - odpowiedziała delikatnie niewysoka brunetka w długiej sukience - Jest czeladnikiem i szkoli się na pełnoprawnego kowala.
- A czy ja też mogłabym być kowalem?
- Nie, raczej nie - zaśmiała się matka, krojąc kilka marchwi - Dziewczynki nie zostają kowalami. O wiele częściej wychodzą za kowali.
 Dziesięciolatka wydęła policzki i zjechała nieco na krześle. Spojrzała na swoje wątpliwej jakości dzieło z drewna. Było niewielkie, bo próbując nadać mu jakikolwiek kształt, Josephine zmarnowała niemalże połowę materiału. Poza tym, nie przypominało zupełnie niczego. Choć jakby się głębiej przyjrzeć, to było trochę jak rzeźba z błota. Blondynka westchnęła smutno. Nie miała artystycznej duszy, jak zwykła nazywać to jej mama.
- Kiedyś zostanę kimś o wiele lepszym od kowala - burknęła, opierając podbródek na dłoni - Na przykład wojownikiem albo podróżnikiem. Albo hodowcą smoków, o!
 Kobieta przyrządzająca zupę spojrzała się na nią tak, jakby przed chwilą jej własna córka oświadczyła, że kocha szparagi i pragnie jeść je codziennie. A warto wiedzieć, że Josephine nienawidziła szparagów.
***
 Wścibski blask świtu bardzo brutalnie wdarł się pod jej powieki. Niechętnie otworzyła oczy, zauważając ciepłą, miękką skórę pod swoim ciałem i własne dłonie kurczowo trzymające stawy przy początku skrzydeł jej smoka. Czuła każdy ruch wykonywany przez samicę i mogła jednoznacznie stwierdzić, że gad poruszał się rytmicznie naprzód. Zmierzał gdzieś.
- Erm... - jęknęła Josephine, ziewając przeciągle i mrużąc oczy pod wpływem ostrego światła - Gren, cały czas idziesz? Nie spałaś w nocy?
 Zdjęła ręce ze skrzydeł, bo nie potrzebowała asekuracji. Jej smocza przyjaciółka miała obszerny, wygodny grzbiet, na którym można było nawet się położyć. Nie było tam żadnych wystających kręgów ani wyrostków, które wbijałyby się jeźdźcowi w nieodpowiednie miejsca. I przede wszystkim nie było także siodła. Nie potrzebowała go.
 A właściwie potrzebowała, i to bardzo. Gren stanowczo ogłosiła, że nie wzniesie się w powietrze z dziewczyną na swoim grzbiecie, póki nie upewni się, że ta jest bezpieczna i nie spadnie. Jednak w miastach, które mijały po drodze, żaden rymarz nie chciał sprawić im siodła na smoka. Kręcili nosem na wszelkie proponowane przez Josephine projekty, a gdy wreszcie się zgadzali, ich ceny były tak niewyobrażalnie wysokie, że dziewczyna prawie mdlała. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko ostrożne spacerki na czterech umięśnionych łapach, zupełnie na ziemi.
- Spałam, ale tak ze dwie godziny temu postanowiłam ruszać w dalszą drogę - odpowiedziała jej spokojnie smoczyca, nawet nie odwracając w jej stronę swojego łba - Nie pamiętasz? Budziłam cię, żebyś na mnie wsiadła. Od razu po tym zasnęłaś.
- Co ja poradzę, że twoje kroki są takie usypiające? - blondynka wyprostowała się wreszcie, wracając do pozycji siedzącej. Przeciągnęła się i zaczęła oglądać otoczenie. Znacznie zmieniło się od czasu, gdy jeszcze nie spała. Zamiast znajomych żyznych pól i niewielkich lasów otaczała ją... mieszanka wszystkiego. Wschodnie jeziora, północne masywy górskie, rzeki i lasy z południa. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego na oczy. Tam było... wszystko, dosłownie wszystko. Nie mogła oprzeć się okrzykowi zachwytu - Gren! Gdzie jesteśmy?
 Smoczyca jedynie uśmiechnęła się delikatnie, a w odpowiedzi machnęła głową przed siebie. Josephine podążyła za jej wzrokiem i zobaczyła cel swojej podróży - Akademię Smoczych Jeźdźców.
 Widziała ją wyraźnie, pomimo, że ona i jej przyjaciółka były jeszcze daleko. Kompleks budynków był umieszczony na całkiem wysokim wzgórzu, a tuż pod nim rozciągały się łany zbóż, wiły się srebrne wstążki rzek i czerniły się jaskinie. Westchnęła, przyglądając się dokładniej każdemu z budynków. Były takie duże w porównaniu do jej niewielkiego domu, no i miały mnóstwo okien.
- Gren, będziemy się uczyć - powiedziała, czując, jak radość pomieszana z lekkim stresem ściskała jej gardło - Naprawdę będziemy się uczyć!
 Pochyliła się do przodu i objęła czule szyję smoczycy. Gad uśmiechnął się jedynie szerzej, kontynuując wędrówkę. Z każdym krokiem wizja nauki w Akademii była coraz bliższa.
***
 Stała przed niewielkim, dwupiętrowym domkiem, mocno ściskając torbę spoczywającą na jej biodrze. Chatka była zbudowana z drewnianych desek i bali, posiadała solidne, duże drzwi, zadbane okna i nawet dach pokryty dachówką. Obok dziewczyny stała Gren i spokojnym spojrzeniem lustrowała budynek. Bezwiednie machała swoim długim, szablastym ogonem.
- Co sądzisz? - zapytała smoczyca - Jest nieduży, ale wygląda na przytulny. Poza tym, słyszałaś, co powiedział ci dyrektor: w środku jest o wiele większy, niż może się wydawać. W końcu mieszczą się tam smoki.
- Jest wspaniały - westchnęła dziewczyna - Większy od naszego prawdziwego domu.
 Niecałą godzinę wcześniej przybyły na tereny Akademii. Przeszły dziedziniec i skierowały się do głównego budynku, a tam na korytarzu napotkały dyrektora. Okazał się być uprzejmym, spokojnym człowiekiem, może nieco zaspanym. Opowiedział im w skrócie o obowiązkach czekających jeźdźca oraz jego chowańca, powitał je już jako uczennice akademii i wskazał drogę do domków. Następnie udał się do swego gabinetu, by dopisać je na listę studentów.
 Josephine ostrożnie podeszła do drzwi i otworzyła je, a do jej uszu dobiegło głośne skrzypnięcie. Wnętrze było skąpane w przyjemnym mroku, bo zasłony były zaciągnięte. W powietrzu delikatnie unosiły się drobinki kurzu, nadając pomieszczeniu magiczny wygląd.
 Pośrodku pokoju stał niski stolik, a na nim spoczywała ozdobna serweta i zioła w doniczce. Wokół stołu ustawione były puchate, wygodne fotele i duża sofa, a za meblami, tuż pod ścianą stał ogromny regał z książkami. Blondynka obeszła pomieszczenie, zafascynowana luksusem, z jakim się spotkała. Podeszła powoli do regału i musnęła palcami grzbiety książek. Wszystkie były oprawione w skórę i miały tytuły wyszyte złotymi nićmi.
- Podrasy smoków i jak je rozróżnić - przeczytała zafascynowana nastolatka, przechylając lekko głowę - Tu są książki o smokach! Prawdziwe książki o prawdziwych smokach!
 Gren natomiast zainteresowały obszerne pomieszczenia dla smoków oddzielone półściankami, niby boksy. Były wyścielone miękkimi skórami, futrami i słomą i jak najbardziej komfortowe. W tym domku znajdowały się dwa, co raczej dokładnie wyznaczało liczbę jeźdźców, którzy mogli zamieszkać w danym budynku. Gad starał się za wszelką cenę ignorować odgłos powolnego oddechu dochodzący z drugiego boksu.
 Smoczyca oznajmiła, że położy się i spróbuje zdrzemnąć, dziewczynie poradziła to samo. Ponieważ Josephine niemal czuła zmęczenie ogarniające jej ciało, zgodziła się bez protestów. Skierowała się na górę, aby obejrzeć pokój, w którym będzie sypiać przez najbliższe kilka lat.
 Na drugim piętrze znajdowało się dwoje drzwi, prowadzące do dwóch pokojów na przeciwko siebie. Niewiele myśląc, dziewczyna skierowała się do pomieszczenia po lewej stronie. Wewnątrz znajdowało się drewniane łóżko przykryte wzorzystą narzutą, podłogę ocieplał gruby, włochaty dywan, a w kącie znajdowała się spora gliniana donica z kwiatami. Poza tym w pokoju znajdowały się kolejne drzwi, które - jak odkryła nastolatka - prowadziły do małej, przytulnej łazienki. Wewnątrz stała solidna drewniana wanna, wiadro i kocioł do podgrzewania wody.
- Będę mogła się kąpać - zachwyciła się dziewczyna - I to codziennie! Moja ostatnia prawdziwa kąpiel odbyła się chyba piętnaście lat temu, gdy ściągali ze mnie resztki łożyska...
 Po dokładnym obejrzeniu każdego zakątku swojego pokoju i zostawieniu wypchanej torby na łóżku, Josephine skierowała się do pomieszczenia naprzeciwko. Była ciekawa, czy ktoś był w domku oprócz niej.
 Otóż był. Na łóżku siedziała średniego wzrostu dziewczyna, rozczesująca kołtuny w swoich całkiem długich mahoniowych włosach. Gdy usłyszała skrzypienie drzwi, skierowała spojrzenie na Josephine. Nie bardzo wiedząc, jak zacząć rozmowę, blondynka kwiknęła jak świnka morska.
- Uhm... - zająknęła się niebieskooka - Cześć.
 Niepewny, drżący uśmiech wypełzł na jej usta. Nie chciała zrobić złego wrażenia, więc ukryła trzęsące się dłonie za swoimi plecami. Jeśli miała być szczera, nie spodziewała się tutaj nikogo.
***
Ehehe, oto i jest moja pierwsza notka c:
Mam nadzieję, że dobrze się spisałam, a jeśli nie, to możecie mnie zjeść!
Baymir, jeśli czujesz ochotę i potrzebę dokończenia tej notki, to daję ci wolną rękę.
Jeśli nie, to ja z chęcią napiszę część drugą.
Dajcie znać, jeśli wam się podobało czy cuś ;v;

sobota, 29 sierpnia 2015

Unpredictable Title



https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/ad/2b/8f/ad2b8f16cc9bce60aa03de4cd74373d7.jpg
- Vesna Wilson - kobieta - lat czternaście - ur. 6 lipca - Wschodnia Kwarta - kl. I - gr. Ω -
- ogień-


Wygląd: Dziewczyna nie odznacza się jakąś specyficzną aparycją.
Wzrost - 164 cm, przeciętny.
Budowa ciała średnio umięśniona, sylwetka typu klepsydry, szerokie ramiona i biodra, talia wcięta, masywne uda. Jej nogi są dosyć silne, jest w stanie biegać szybko przez długi czas, kończąc jedynie na lekkiej zadyszce. Klatkę piersiową obwiązuje bandażem żeby jej i tak niewielkie „kobiece atrybuty” nie zawadzały podczas treningów.
Ma owalną twarz z pulchnymi policzkami i delikatnie zarysowanymi kościami policzkowymi.
Oczy - wąskie i podłużne, z piwnymi tęczówkami i długimi rzęsami. Mały, zadarty nosek, posypany niewielką ilością ledwie widocznych piegów. Wąskie usta często rozciągają się w uśmiechu. Jest posiadaczką długich do ramion, falowanych włosów w kolorze kasztanowego brązu, połamanych i rozdwojonych przy końcówkach. Zazwyczaj wiąże je w niski kucyk z przedziałkiem po lewej stronie i grzywką swobodnie opadającą na policzek. Zaniedbuje ich pielęgnację, więc często są rozczochrane i nieuczesane.
Ubiera się w zwykłe, robocze ubrania: lnianą koszulę ze skórzanym kaftanem, wełniane, brązowe spodnie i buty do kolan z płaską podeszwą. Okazyjnie włoży długą do kostek spódnicę.

Historia: Vesna to zwykła miejska dziewucha. Jej przeszłość nie należy do tych zapierających dech w piersiach, nie też jest wzruszająca czy naznaczona cierpieniem i łzami, ani nawet szczególnie ciekawa. Urodziła się w niedużej metropolii położonej blisko stolicy Wschodniej Kwarty, w małym domku na obrzeżach. Jest pierworodnym dzieckiem pomniejszego kupca z Zachodniej Ćwiartki oraz córki miejskiego piekarza. Ojciec całkiem dobrze zarabiał rozwożąc i sprzedając ziemniaki, podczas gdy matka zajmowała się domem, nie brakowało im niczego niezbędnego by móc godnie żyć. Kilka lat po Veśnie na świat przyszły bliźniaki jednojajowe, Jowan i Jasan. Na początku czteroletnia dziewczynka nie mogła przywyknąć do obecności innych dzieci w domu, jednak szybko pokochała szkraby. Potrafiła patrzeć na nie godzinami, zastanawiając się które to które, bawić i śmiać, dopóki nie podrosły.
Z osiągnięciem sześciu wiosen Vesna została zapisana do małej koedukacyjnej szkółki dla dzieci. Składała się ona z tylko jednej klasy uczniów w tym samym wieku, prowadzona była przez stare, lekko zgorzkniałe i przytłoczone życiem kobiety. Bardzo dobrze radziła sobie na zajęciach humanistycznych, ale matematykę i inne przedmioty ścisłe całkowicie olała. Duża część osób starała się traktować ją neutralnie, reszta nie ukrywała niechęci do dziewczynki.
Większość wolnego czasu spędzała w otoczeniu rodziny, tłucząc młodszych braci po karkach lub pomagając rodzicom. Zawsze była bardzo zżyta z ojcem, matka nazywała ją „córeczką tatusia” i uważała za małego klona swojego męża. Gdy zaczęła marnować len i nici podczas szycia oraz psuć wszystkie potrawy, tata namówił ją na pomoc w pracach bardziej męskich. Przenoszenie ciężkich worków z ziemniakami na wozy wychodziło jej o wiele lepiej niż ich obieranie, choć czasami kończyło się małymi wypadkami.
Mali chłopcy, z czasem nauczyli się szacunku do starszej siostry, bo pomimo jej porywczego charakteru bardzo ją kochali. Często zapraszali ją do wspólnych zabaw. Najczęściej był to chowany lub berek, gry w których zazwyczaj miała przewagę. Niestety, Vesna miała też to do siebie, że lubiła nieoczekiwanie wpadać w dziury.
Ten „dołeczek” miał na oko cztery metry, brunetka była za mała żeby samej się z niego wydostać tą samą drogą, którą wpadła. Z góry słychać było podekscytowane wrzaski chłopców. Panicznie i kurczowo chwyciła się ściany pomieszczenia. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do wszechogarniającego ją mroku, zauważyła, że ciągnie się ono wzdłuż tworząc korytarz. Wzdrygnęła się na myśl jakie stworzenie mogło mieć w tej jamie swój dom. Mogła zawołać braci i poprosić ich o pomoc, bo ci najwyraźniej nie zauważyli jej zniknięcia i dalej świetnie się bawili, ale ciekawość nie pozwalała jej tak szybko opuścić tego miejsca, coś kazało jej iść dalej, więc nadal trzymając się ściany ruszyła przed siebie. Nie wiedziała jak długo szła. W końcu poczuła przyjemny powiew na twarzy, co znaczyło, że gdzieś w pobliżu jest wyjście. Znalazła się w kamiennej jaskini porośniętej mchem , przynajmniej pięć razy większej niż korytarz. Gdzieniegdzie pojedyncze promyki światła wpadały przez szczeliny w skałach. W centrum pomieszczenia pośród zimnego popiołu leżało duże, poprzecinane czerwonymi żyłkami jajo o chropowatej powierzchni. Gdy zbliżyła się do niego, przeszyło ją ciepło tak intensywne, że łzy naszły jej do oczu. Po oględzinach postanowiła pokazać je rodzicom by mogli stwierdzić do jakiego zwierzęcia należy. Prawdopodobnie długi czas leżało bez opieki matki. Owinęła je koszulą i zgarnęła pod pachę. Prędko udało jej się wypatrzeć zawalone spróchniałymi kłodami wyjście. Dziwiła się, że nikt wcześniej nie znalazł tego miejsca.
Rodzice, poinformowawszy córkę o zawartości „niespodzianki”, dosadnie wyrazili swoją niechęć do trzymania uskrzydlonych bestii w domu, jak i odsyłania młodego jeszcze potomka w świat. Jednak nie mogli nic zrobić, smoczątko wybrało już swojego właściciela, pozwolenie im się rozwijać było jedyną słuszną opcją. Gdy bestyjka jak i ich własne dziecko podrosły, postanowili zabrać je do Smoczej Akademii, gdzie czekało na nie nowe życie.


Broń:
W prezencie od ojca otrzymała długi miecz jednoręczny, który na ten moment preferuje trzymać w obu dłoniach z powodu niezwykłej niezgrabności w posługiwaniu się nim. Oprócz niego dostała jeszcze długi sztylecik, którym do tej pory robiła tylko sześciany z ziemniaków i podcinała grzyby w lesie. Jedyną bronią, którą dziewczyna dotychczas dzierżyła w ręce jest laga, o ile w ogóle można nazwać ją bronią. Wali na oślep ciężkimi, siłowymi cięciami, niezbyt efektownymi. Nie umie korzystać ze swojej mocy ognia.

Charakter:
Pewne małe, piegowate urwisy zbyt często wystawiały jej cierpliwość na próbę, a to niszcząc jej i tak niezbyt udane prace plastyczne, a to podcinając włosy we śnie, a to wrzucając muchy do zupy, stała się przez to wybuchowa i nerwowa, niezwykle łatwo jest wyprowadzić ją z równowagi. Trzonek miotły uznała za lek na nieposłuszeństwo. Ostatecznie nauczyła ich pokory.
 Mimo to dziewczyna wykazuje się wyjątkową empatią wobec istot w opresji, zawsze jest skora do pomocy wszystkiemu, na głodującym starcu poczynając, na zwiędłych kwiatkach kończąc.
Nie cierpi olewczego podejścia do życia. Czasem nawet na siłę wciska się w zadania, o których w rzeczywistości nie ma pojęcia, by uzyskać czyjąś wdzięczność. Nie zawsze jej to wychodzi. Chciałaby kiedyś komuś zaimponować. Nieważne komu, ale chciałaby.
Nigdy nie miała zbyt wielu dobrych znajomych przez swoją przemądrzałość, zrażała do siebie ludzi kąśliwymi uwagami, lubiła się z nimi droczyć i wytykać im wady. W głębi serca doskwierała jej ta samotność. Klasa sama mianowała ją na stanowisko Naczelnej Podłej Jędzy, wyżej od niej stała tylko nauczycielka dzieci. Posiada poczucie humoru, które niestety nie wszystkim przypada do gustu.
 
Jest niezdarą, objawia się to zazwyczaj w najmniej oczekiwanych i pożądanych momentach. Potyka się o własne nogi i wywraca na schodach. Stwierdzono u niej brak zdolności kulinarnych, nie umie nawet obrać ziemniaków. Jedyna potrawa, którą umie przyrządzić to przesolona owsianka.
Próbuje sprawiać wrażenie odważnej i bohaterskiej, jednak panikuje na widok pająka i wymięka podczas rozmów z chłopcami w jej wieku. Wtedy podbródek mimowolnie zaczyna jej drżeć, kąciki ust kierują się ku górze, a twarz oblewa rumieniec czerwony niczym dorodny pomidor. Cechuje się sporą wstydliwością, ale jakoś znajdzie wspólny język z obcą osobą. Gdy już lepiej się z nią zapoznać staje się bardzo gadatliwa. Nie cierpi stawać się tłem podczas rozmów. Nie jest jeszcze rosłą kobietą, lecz i tak zdarza jej się zachowywać dziecinnie jak na swój wiek.
Ciężko daje wybić sobie z głowy durne plany i pomysły. Lekkomyślność i chęć popisania się przy starszych przyćmiewa czasem zdrowy rozsądek. Jej strategiczne umiejętności też pozostawiają wiele do życzenia. Nie jeden raz sama wpakowała się w niebezpieczeństwo.
Jest lojalna, nie ma opcji żeby zdradziła ludzi, za których walczy.


Zainteresowania:
Teren, który zamieszkiwała dziewczyna obfity jest we wszelakie akweny wodne, więc korzystając z tego, spędzała w nich wiele czasu odkąd nauczyła się pływać. Odpręża ją przebywanie w wodzie, gdy bierze kąpiele zazwyczaj trwają one po kilka godzin. Niezwykle wodolubna z niej istota.
Choć oddawane przez nią prace domowe wyglądają jakby pisał je jej smok, są wyjątkowo poprawne pod względem gramatycznym i ortograficznym. Osiągałaby wyższe noty gdyby nauczyciel dawał radę rozszyfrować jej niestaranne pismo, pokreślone dużą ilością różnorodnych szlaczków i przyozdobione dziwnymi obrazkami. Zwraca uwagę na czyjeś błędy licząc, że mu się tym przysłuży, jednak nie zawsze spotyka się z wdzięcznością.
Ciągle próbuje swoich sił w rysowaniu, w tym momencie zatrzymała się na karykaturkach i patyczakach.
Równie mierne są jej zdolności bojowe, mimo to lubi bolesne treningi, wierzy, że kiedyś uda jej się przezwyciężyć własne słabości, stara się poświęc jak najwięcej czasu na szermierkę, zaniedbując trochę  tym samym inne przedmioty. Chce kiedyś zostać potężnym wojownikiem, obrońcą ludzkości, bohaterem. Uwielbia oglądać walki i ma lekką obsesję na punkcie płytowych zbrój.
http://img13.deviantart.net/37d4/i/2012/020/5/c/game_of_thrones___arya_stark_by_spinning_stars-d4n2qs1.jpg


  Znak Więzi ze smokiem: Obszerna blizna przypominająca oparzoną, pomarszczoną skórę ciągnie się przez pół lewej ręki, całkowicie zakrywając dłoń, kończąca się tuż przed łokciem.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/01/61/33/0161331f8d33c85f412acd9952145d68.jpg
- Ogniopluj - samiec - dwa lata - smok ognisty -

 Początkowo był po prostu Smoczkiem. Vesna nie potrafiła wymyślić mu imienia, a propozycje ze strony rodziny brzmiały według niej głupio. Ostatecznie został ochrzczony Ognioplujem, po tym jak o mało co nie usmażył dziewczynie palca. Często zwany jest też przez nią pieszczotliwie Plujkiem.
   Charakter:
Odkąd się wykluł przysparzał rodzinie wiele problemów. Sąsiedzi skarżyli się, że młody smok gryzie i straszy im zwierzęta, w jego zęby często trafiały przedmioty, które nie powinny tam być, w dodatku jego paszcza miała bardzo brzydki zwyczaj nieprzewidywalnego zionięcia ogniem gdy był zbyt podekscytowany. Ogniopluj często kłóci się ze swoją panią, jednak jest jej oddany i kocha ją, z wzajemnością. Zachowuje się trochę jak spragnione atencji szczenię. Lubi zaczepiać inne smoki poprzez ciągnięcie ich za ogony. Jego największymi atutami są fizyczna odporność i odwaga, choć to drugie czasem przeplata się z głupotą.






Witam wszystkich! ;v; Jest to pierwszy blog, do którego się przyłączyłam, jak i pierwsza skończona przeze mnie karta postaci. Piszę bardzo mało. Bardzo. Mam nadzieję, że moja noobkowa twórczość nie dała wam nowotworu. Pięknie dziękuję Łedjen za pomoc w ogarnięciu Bloggera. A, i jeszcze jeżeli chodzi o postacie - nie sugerujcie się za bardzo obrazkami, różnią się trochę od opisów, a to dlatego, że nie mogłam znaleźć żadnych pasujących. Karta co jakiś czas może nieznacznie się zmieniać. Jeżeli coś nie zgadza się z uniwersum proszę niezwłocznie mnie o ty powiadomić.
Bywajcie.

czwartek, 27 sierpnia 2015

You are responsible for what you have tamed

kobieta - 15 lat - urodzona 16.07 - klasa III - omega
zachodnia ćwiartka - domek nr 8 




http://akademia-smoczych-jezdzcow.blogspot.com/1999/08/wesoa-to-chyba-gowna-cecha-charakteru.html



http://akademia-smoczych-jezdzcow.blogspot.com/1999/08/bron-josephine-nie-jest-specjalistka-w.html


 samica - 4 lata - smok natury


http://akademia-smoczych-jezdzcow.blogspot.com/1999/08/gren.html

http://akademia-smoczych-jezdzcow.blogspot.com/1999/08/gren_27.html


Ekhem, ekhem. No więc... oto jest c:
Pragnę serdecznie powitać i pozdrowić wszystkich członków bloga.
Zastrzegam, że jestem zupełnie zieloniutka, dosłownie.
To mój pierwszy blog tego typu, sporo rzeczy nie wiem, sporo się uczę.
Za błędy przepraszam.
Kontakt: violetofa@gmail.com

Here comes the rain.


 ♂ ✖  20 lat  19 luty  Ćwiartka Południowa  klasa VII  dom nr 1


  



Witam.
Tatsu trochę jest dziwny, ale nie gryzie. :') Karta będzie się zmieniać na stówkę, bo ja zawsze w końcu zmieniam. 
Jak wielkie jest moje szczęście, że znalazłam bloga gdzie się pisze opowiadania a nie wątki pod kartami, tak za tym tęskniłam. ☀
GG: 55159935
mail: kluskanapa@gmail.com 






środa, 26 sierpnia 2015

- Neii, wszystko gra? -

Cichy deszczyk pada.
Kapu kapu kap..
Tańczę w nim ja.
Kapu kapu kapu kap..
I zapomnij o mnie dziś, śmierć szuka cię.
Kapu kapu kapu kapu kap..
A czerwona ciecz spływa po twym ciele, zaznaczając ślad. 
Kap, kap, kap.


- Neii - Shadow - 17 - Pokój 13 - Klasa V - 17 grudzień - Kobieta - Ciemność -

Neii Shadow urodziła się w południowej ćwiartce,
żyjąc w zamożnej rodzinie. Piękne suknie, służba.
Niczego jej nie brakowało. No może brakowało   
jej kontaktu ojca. Częste wyjazdy zajmowały      
mu czas, przez co nie mógł się spotykać z córką. 
Jej matka nie pracowała, więc spokojnie mogła   
zajmować się córką. Nie brakowało jej miłości.   
Praktycznie niczego jej nie brakowało. Z pozoru. 
Brakowało jej przyjaciół, ojczynej miłości...    
Tylko tego jej brakowało. Pewnego dnia, Neii
znalazła smocze jajo. Tak, smocze jajo. Piękne,
smocze jajo. Było to w wieku lat 13. Piękne,
13 urodziny. A prezentem od natury było piękne,
smocze jajo koloru najczystszej czerni. Piękne,
prawda? Jajko to, było w piękne, płatki białej
róży. Było nimi tak naprawdę pokryte. ale Neii
nawet o tym nie wiedziała. Co do znaku.. Na jej
ręce pojawił się płatek białej róży. Taki sam, jak
na jajku. Płatek ten był w formie tatuażu. 
Nie zauważyła tego. I nawet dobrze. Zauważyła 
to dopiero kilka dni później, Niestety. Ojciec
miał to gdzieś, matka się cieszyła. Bardzo.
Miesiąc po tym, pewnego mroźnego dnia,
jajko pękło, i wylazł z niego mały smoczek. 
Gdy smoczek podszedł do niej, aby się przytulić,
dziewczynie zmieniły się oczy. W sumie kolor.
Czarny. Piękny, czarny kolor. Wyglądała cudnie.
Za pomocą magii matki, nauczyła się zmieniać
ich kolor na bardziej naturalne. A potem?
Smok podrósł, matka wysłała ją do akademii..
Ze swoimi umiejętnościami dostała się do Bethy.
Przecież, jeżeli człowiek walczy dwoma 
mieczami na raz, to ma jakieś umiejętności.
~ - ~ - ~ - ~
Długie, lekko szarawe włosy spowite w 
jadowity blond. Z pozoru normalne oczy, ale pod
osłoną nocy zmieniają swój kolor na jadowitą
czerń, która i tak kiedyś ukołysze świat ten do snu.
Kształtne piersi przyciągają wzrok chłopaków.. 
Przynajmniej tak jej się wydaje. Zawsze 
chłopcy spoglądali na nią, potykając się.. Słodcy
głupcy. Wysoka, około 180m. A w szpilkach..
Troszkę wyższa. Często na jej twarzy widnieje
pogardliwy uśmiech, lecz niech was to nie
zmyli - ona potrafi być miła. Palce ma
długie, ma jasną cerę. Ogólem, nie ma co 
opowiada. Zwykła ot tak dziewczynka
o blond włoskach z kolorowymi
oczkami. Zwykła dziewczynka.
 ~ - ~ - ~ - ~ - ~
Jej Charakter? Ano, opisać go można krótko. Na serio.
Gadatliwa, bez emocji.. Jest dobry słuchaczem, jak i
rozmówcą. Dla nieznanych jej osób jest, jak pisałam wyżej
gadatliwą osóbką, ale z pozoru bez emocji. 
Kiedy trzeba, ona po prostu wybucha emocjami. Na serio.
Dla osób poznanych, jest to z lekka sarkastyczna,
miła osóbka która chce przyjaźni. Taka miła. 
To wszystko z jej charakterku. Nic więcej.

- Shadow - 4 - Mężczyzna - Czerń - biały płatek róży na ciele -
CIEMNOŚĆ
Wielkie smoczysko spowite w czystą czerń, 
które jak na swój wiek jest przeogromne. 
Wygląd? Poszarpane skrzydła, poszarpany ogon,
wielkie pazury.. Jak jego pani potrafi kolor
oczu zmieniać, to on potrafi zmienić wielkość.
 W domku zawsze mierzy gdzieś z 15m. 
Kiedy wychodzi na dwór.. Staje się z niego
prawdziwa bestia. Większy od niej. Oj bardzo.
Niebieskie oczy ziejące jadem. Tak, to idealne
określenie jego oczu. Charakter?
Dokładniej taki sam jak jego pani. No może, poza 
tym, że jego ufność.. znikła. On nie ufa ludziom. 
Nikt nie wiem dlaczego..
 ~ - ~ - ~ - ~ - ~
Ohayou.
Ich możecie zjeść. Mnie nie. 
Tak, ta karta mi nie wyszła.
Ona ulegnie zmianom. Na 100% 
Oni nie gryzą. No, może Shadow może leciutko ugryźć jak ktoś tknie Neii.
Tyle ode mnie. Żegnam wszystkich serdecznie.
neko.neii.chan@gmail.com
54799609