Uskrzydloną dosiądź poczwarę,
razem zwiedzicie zakazany świat.
Przyjaciel to Twój ponad miarę,
brat Twój - Ty jego brat.
Nie lękaj się czynić zakazanego,
każdy swój owoc męki inny niesie.
Gdy dojdzie do dnia przykazanego,
na własnej ścianie Twój krzyż powieszę.
Było zimne. Jak lód, można by rzec, jednak to zbyt dosłowne określenie. Podobnie jak jego znalazca marznął w śniegu, lecz nie dniami, tylko latami. W końcu smoki czekają czasem i dłuższy okres czasu na swego jeźdźca. Nie wybierają byle kogo, pierwszego lepszego człowieka. Bestia i jego jeździec uzupełniają się każdym fragmentem swego istnienia. Agreal Niklaus bez najmniejszego cienia wątpliwości orzekł chłopcu, iż od chwili tej stał się posiadaczem najbardziej wyjątkowego daru na świecie. Potrzebuje jedynie z goła mnóstwa cierpliwości, dopóki gadzina nie przebije srebrzystej, niemal idealnie gładkiej skorupki. Zimnej i wilgotnej, niczym lód. Lód tę dwójkę połączył. Poczwara wykluła się po dniach ośmiu. Każdego dnia zaś opiekun jaja nie odstępował go na krok, a i podążał za swoim nauczycielem, pomimo swej małomówności, wypytując o wszystkie rzeczy. Okazał się uczniem o wiele bardziej pojętnym niż zazwyczaj. Ciekawość smoczego świata przewyższyła ponad wszystko przedziwne historie z serca lasu. Choć niecierpliwił się niezmiernie, na pęknięcie skorupki nie przygotował się ani trochę. Nie potrafił wybrać odpowiedniego imienia dla nowego towarzysza, który na powitanie pokazał mu, że nowo narodzone smoki też posiadają kły, na dodatek bardzo ostre. Bestia była charakterna bardzo już od dnia pierwszego. Jednak nie dziwiło to Niklausa. Jego wychowanek swój temperament umiejętnie skrywał, natomiast smok go obnażał. Dopiero gdy gadzina z rozmiarów kota osiągnęła wielkość psa myśliwskiego, ni stąd, ni zowąd, zawołał do niej bardzo obcym mu imieniem. Azazel. Pomimo iż głowił się, skąd wpadł na tak dziwną myśl, godność ta pozostała. Jak zdradziła aparycja gada, należał do gatunków smoków lodu. Świadczyła o tym wiecznie zimna, srebrzysta łuska, a także tworzący szron oddech. Najgorszy okres para miała dopiero przed sobą, bowiem Agreal - jako szkolony żołnierz, a przede wszystkim jeździec - zaoferował swoim podopiecznym lekcję. Lekcję, która trwała pięć długich lat, dopóty mroźny stwór i jego pan nie stanęli u końca swojej drogi. Dwójka tak zgrana, że żadna magia nie stanowiła przed nimi tajemnic. Chłopiec niezwykle pojętny oraz jego smok. O tak, niezwykle pojętny... Ciągnął do rzeczy, o których dwunastoletnie dziecko nie powinno nawet myśleć. Znał prawdy, które szerokim łukiem omijali dorośli. Razem z Azazelem stanowili jedność tak doskonałą, aż wkrótce przerosła nawet oczekiwania ich nauczyciela. I nie mógł on już dłużej nauczać. Nie potrafił stworzyć dlań wystarczającej uwięzi, kiedy umiejętności niedoświadczonego jeźdźca wymknęły się spod kontroli. Zmuszony został opracować wystarczające zakazy, podjąć się odpowiednich kroków, zdaniem młodzika niegodnych akceptacji. Dlatego też sam sprawę rozwiązał. Zdjął z barków Niklausa brzemię wychowania. Osiodłał smoka. Uciekł.
Miał bardzo dobre serce. Choć jego ciało zawsze było zimne, tylko ono pozostało ciepłe. Nie posiadał jedynie odpowiedniego przeświadczenia o świecie. To właśnie okazało się największym błędem. Z górskiej samotni zawsze spoglądał na miasta i wioski położone u podnóża wzniesienia. Choć Agreal edukował go nie tylko z podstawowych dziedzin takich jak matematyka bądź gramatyka, ale i z geografii oraz historii, całkowicie inaczej wyobrażał sobie świat. Całkiem inaczej widział życie mieszkańców Acarlei. W jego wyobraźni nie doskwierał im głód, ani też nie cierpieli chorób i klęsk żywiołowych. Brutalności i zgrozy powojennych buntów ludzi. Oddalone od większych miast wioski Północnej Ćwiartki tak właśnie żyły. Dlatego też z tak wielką łatwością opowiedział się po stronie anarchii. Działał jednak zawsze sam, nie wdrażając się w powszechne grupy niezadowolonych z rządów aktualnego władcy. Kierował się jedynie własnym rozsądkiem i poglądem. Na grzbiecie swego smoka zabierał bogatym, a dawał ubogim, gdyby to wyrazić eufemizmami. Nie spostrzegł nawet, kiedy na połach jego płaszcza rozbryznęła się pierwsza krew. Później stało się to już codziennością. Wnet rozniosła się plotka o skrytobójcy w całej Północnej Ćwiartce. Ofiary mordercy umierały nie odnosząc żadnego uszczerbku na zdrowiu, w tym tkwiła cała groza. Ginęli tylko ci, którzy mieli jakieś wyższe układy lub prowadzili konszachty z podejrzanymi osobnikami. Zwłoki pożerały pająki. Pojawiły się historie o ludziach bez twarzy, którzy zwodzili ze ścieżek wędrowców i kupców, a następnie pożerali ich. O buziach dzieci wyrytych w pniach drzew, a także śladach ludzkich stóp prowadzących donikąd. Wszystkie własne bajania urzeczywistnił. Jednak wystarczyło jedno potknięcie.